Szukaj na tym blogu

17 czerwca 2012

Ohope Beach


Ohope Beach to letniskowa miejscowość położona po drugiej stronie górki, na wschód od Whakatane. Ciągnie się wąskim paskiem wzdłuż wybrzeża a potem przechodzi płynnie na piaskową mierzeję, coś w stylu Helu. Różnica polega tylko na tym, że zamiast wielkiej Zatoki Puckiej, od strony lądu rozpościera się płyciutki (jak Zatoka Pucka) Ohiwa Harbour, który oczywiście wskutek ruchów pływowych, co pół dnia a to się wypełnia, a to odsłania swoje muliste dno. Nasz dom jest usytuowany jeszcze na tym odcinku przed mierzeją. Mimo, że nie stoi w pierwszym szeregu od strony plaży to dzięki temu, że zbudowany został na lekkim wzniesieniu, u podnóża stromej skarpy, mamy z górnych pięter niezły widok na ocean.

Większość domów naokoło to typowe domy wakacyjne. Ich właściciele lub ich znajomi wpadają tu w weekendy lub w czasie wakacji. Większość domów jest teraz raczej pusta oprócz takich jak nasz, których właściciele decydują się na wynajęcie ich w czasie zimy. Rzadko można znaleźć tu dom do wynajęcia na dłuższy termin, bo przecież latem właściciele chcą mieć swój dom dla siebie.
A nam taki dom na parę miesięcy właśnie pasował, bo jest w pełni wyposażony i przylatując z czterema walizkami, nie musieliśmy kupować garnków, talerzy, sztućców czy czegokolwiek, bo wszystko w domu jest. Dosłownie tak, jakby ktoś wczoraj jeszcze w nim mieszkał. Sól w solniczkach, szafy pełne pościeli i ręczników, warsztat w garażu pełen narzędzi, rowery, kajaki, grille, wszystko, czego dusza zapragnie w kuchni. O, przepraszam, nie znaleźliśmy wyciskarki do czosnku. Duże niedopatrzenie J.
Dom zbudowany pewnie z kilkanaście lat temu jest w tak zwanym stylu nowoczesnym. 




Sporo tu takich. Problem z tymi starszymi domami jest jednak taki, że są bardzo zimne. Olbrzymie połacie okien z pojedynczych szyb osadzone w aluminiowych profilach. Przy dwóch-trzech stopniach w nocy, wszystkie kalorie zasuwają na zewnątrz jak szalone. Aby przetrwać trzeba grzać, a do tego służy klima ustawiona na grzanie. Nazywa się to szumnie „heat pump inverter”, ale oczywiście z naszą pompą ciepła, znaną z Europy nie ma nic wspólnego. Rachunki za prąd będą spore. Dobrze, że prąd tańszy.











Za dwa miesiące, gdy dotrze nasz piękny, szary kontener trzeba się będzie stąd wynosić do jakiegoś innego domu, nieumeblowanego i z wielkim garażem, bo gdzie my te wszystkie graty wsadzimy? No ale wtedy przyjedzie nasza wyciskarka od czosnku. (Jak my ją znajdziemy wśród tych 413 pudeł w kontenerze to już inna sprawa).


5 komentarzy:

  1. A jest moździerz?
    A w ogóle jest "tam" czosnek?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możdzierza nie znaleźliśmy a jeśli chodzi o warzywa to w zasadzie jest wszystko co w Polsce i jeszcze wiele więcej. Za koperkiem trzeba się trochę nachodzić ale już został już został wysiany w ogródku. Teraz takie temperatury jak u nas w kwietniu to może wyrośnie.

      Usuń
  2. energozjady!
    a posiekac czosnek to operacja mozgu czy podroz w kosmos?

    OdpowiedzUsuń
  3. czekaj, czekaj, my tu nie mówimy o elektrycznej, amerykańskiej wyciskarce tylko zwykłej dźwigni prostej.... ściskanej enrgią prawicy lub lewicy (kurcze niechcący w politykę wlazłem)...

    OdpowiedzUsuń
  4. Basiu, czosnek siekany to nie czosnek zgnieciony...
    Jeśli jeszcze parę rzeczy nie znajdziecie, to zrobimy zrzutkę i wyślemy paczkę z darami (m. in. z kocami dla Inki na zimne noce w zimnych nowozelandzkich domach).

    OdpowiedzUsuń