Szukaj na tym blogu

22 maja 2017

Każdy nowy dzień na świecie zaczyna się tutaj...

...i w latach, gdy Nowa Zelandia była po prostu częścią wielkiego Imperium Brytyjskiego tubylcy się bardzo tym chełpili. Słońce nad Imperium nigdy w zasadzie nie zachodziło, bo posiadłości brytyjskie rozsiane były równo dookoła świata. No ale u nas, a dokładniej nad East Cape każdy dzień się zaczynał.

East Cape leży bowiem niecałe półtora stopnia na zachód od południka 180 stopni. Imperium już nie ma (choć część brytyjskiej gawiedzi myśli, że po Brexicie znowu nastanie), no a nam pozostaje tylko poczucie, że w Nowej Zelandii przynajmniej czas się zaczyna.

Wybraliśmy się więc obejrzeć to miejsce, które codziennie jako pierwsze oblewane jest słonecznym blaskiem.

Jak wiele miejsc w Nowej Zelandii miejsce to piękne choć leżące na całkowitym zadupiu. Jedzie się tam od nas, bardzo widowiskową, nadmorską drogą, która na ostatnim odcinku od Te Araroa do latarni morskiej staje się szutrówką. Większość ludzi na świecie zna już nowozelandzkie znaki drogowe ostrzegające przed spotkaniami z ptaszkami kiwi. Tutaj są jeszcze inne.


W Te Araroa rośnie jeden z największych egzemplarzy pohutukawa - narodowego drzewa Nowej Zelandii - zwanego również Christmas Tree. Nazwa pochodzi od faktu, że obsypuje się czerwonymi kwiatami tuż przed Bożym Narodzeniem.


Latarnia na East Cape jak to latarnia. Ładna, biała, już niestety automatyczna (latarnika już dawno za pijaństwo wylali z roboty) .....


......z widokiem na wschód, gdzie leży niewielka wysepka, na której kiedyś stała jej poprzedniczka.


Latarnik jednak zbyt długo tam nie wytrzymywał i w końcu uradzono, by przenieść latarnię na górkę, na stały ląd.



Tutaj wygwizdów też niemożebny, ale przynajmniej w dzień można do pubu na piwo wyskoczyć i do wieczora wytrzeźwieć. A tam, na wyspie, jak sobie latarnik przywiózł zapas na miesiąc, wtaszczył na czubek wyspy i wypił w dwa dni to latarnia pewnie ciemna przez tydzień była.

A jak spojrzeć w kierunku lądu to widać, że do pubu tez kawałek drogi. Ech ciężki był los latarnika.



Mam teorię, którą jeszcze udowodnię, że Sienkiewicz, przed napisaniem wiekopomnego dzieła odwiedził East Cape. Słyszałem od lokalnych Maorysów. W pubie.

W powrotnej drodze można pomodlić się za duszę latarnika, który za pijaństwo wyrzucony został z roboty...


.... a potem nacieszyć oko tysiącami pióropuszów lokalnej wielkiej trawy zwanej toi toi choć dla rodaków to lepiej pisać  toe toe, żeby się nie kojarzyło z wiadomo czym....











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz