Szukaj na tym blogu

20 kwietnia 2015

Wariackie żeglowanie - czyli Volvo Ocean Race

Siedem identycznych łódek. Siedem szalonych zespołów. Jeden to same kobietki. Volvo Ocean Race to dla nas, żeglarzy powolnych i statecznych, totalne wariactwo. Ale cóż, kiedy niedawno cała flotylla (bez jednego zespołu, który jakimś cudem zdołał rozbić się na rafie koło Seszeli) dotarła do Auckland nie wytrzymaliśmy i pojechaliśmy zobaczyć tych, co do Auckland dopłynęli.

Ponieważ taki wyścig to przede wszystkim impreza medialna, w każdym porcie etapowym rozgrywane są dodatkowe regaty portowe, które też liczą sie do całkowitej punktacji.

Przed startem do regat portowych łódki są prezentowane przy nabrzeżu, które parę lat temu było świadkiem America's Cup. Tuż obok są hangary Team New Zealand. Ciekawscy mogli sobie pooglądać łódki z całkiem bliska. Dziennikarze mogli pofilmować, a i mnie sie udało kilka ujęć nad głowami cyknąć.


Kobitki na różowo, z lewej
Po pooglądaniu łódek i załóg pojechaliśmy przez most aucklandzki na północną stronę zatoki, gdzie wleźliśmy na górkę Mt Victoria. Tam zajęliśmy miejsca w loży honorowej (ławeczce dla zakochanych, co to nie jedno widziała) na samym szczycie, otworzyliśmy chłodziarkę z piwkiem i kanapkami i oddaliśmy sie obserwacji wyścigu. Widok mieliśmy pierwszej klasy.

Pierwszy z jachtów, gdy wypłynął z mariny od razu  rzucał się w oczy
Manewry przed startem

Kobitki prowadziły od startu i wygrały z chłopami w pięknym stylu. 
Dziś już cała flotylla przecina Atlantyk. Mają jeszcze sporo żeglugi i 3 etapy zanim dopłyną do Goeteborga. A tam już wszystkie prezesy z Volvo chłodzą szampana.

W sumie piękna impreza, ale ja wolę spokojne, leniwe żeglowanie naokoło atoli Pacyfiku, w ciepłej wodzie i miłym, tropikalnym ciepełku.







18 kwietnia 2015

Królestwo Wysp Przyjaznych

Gdy kapitan Cook po raz pierwszy odwiedził Tonga wylądował tam akurat podczas jakiejś wielkiej uroczystości i miejscowi zaprosili go na jej obchody jako gościa honorowego. Hulankom i zabawom nie było końca. Co prawda inna wieść niesie, że kilku lokalnych wodzów kombinowało jakby go  po cichu ukatrupić, jednak z jakiegoś powodu swojego niecnego planu nie udało im się zrealizować. W rezultacie Cook tak się dobrze bawił, że nazwał te wyspy przyjaznymi (Friendly Isles). Polinezyjczycy jednak od wieków nazywali te wyspy Tonga (w zasadzie wymawia się to po polinezyjsku "tona") czyli Wyspy Południowe, jako że w ich świecie, zanim nie odkryli Nowej Zelandii, był to najbardziej na południe wysunięty archipelag.




Wyspy, wysepki i rafy koralowe Tonga ciagną się na przestrzeni ponad 500 km i tworzą trzy główne grupy. Na samym południu Tongatapu, gdzie znajduje sie stolica Nuku'alofa, potem Ha'apai i Vava'u. 200 km dalej na północ jest jeszcze kilka małych wysepek zwanych potocznie Niuas.



Jest tu wiele typowych  koralowych atoli i płaskich koralowych wysepek, co to ledwo wystają ponad powierzchnię oceanu, ale ponieważ Tonga leży praktycznie na linii "pierścienia ognia" ruchy tektoniczne wypiętrzyly część wysp całkiem wysoko. W rezultacie wzdłuż południowego wybrzeżą Tongatapu wytworzyła się półka skalna, która jest ustawicznie taranowana przez wielkie oceaniczne fale. Na przestrzeni kilkunastu kilometrów mamy więc niezłe widowisko zwane "blow holes". Fontanny napędzane falami.


Gdy ponad sto lat temu, tak jak i inne kraje Pacyfiku, najechali Tonga misjonarze, naopowiadali tubylcom tyle o matce Brytanii i miłościwie panującej tam królowej Wiktorii oraz jej poprzednikach którzy zjednoczyli zwaśnione kraje Wysp Brytyjskich, że jeden z lokalnych wodzów doszedł do wniosku, że on też zjednoczy Tonga, zamieni Tonga w królestwo, a sam zostanie królem. Jak pomyślał tak też i zrobił. Nazywał się on Tu'i Kanokupolu, ale przybrał królewskie imię George Tupou I. No i proszę, królestwo w Tonga trwa do dzisiaj. Mimo, że monarchia jest niby konstytucyjna to władza królewska jest jednak całkiem spora. I nie tylko królewska, bo naokoło królewskiej rodziny namnożyło się sporo tzwn szlachty i razem mają oni w parlamencie zapewnione głosy i wpływy. Mimo, że uwielbienie dla monarchi jest spore to jednak dziesięć lat temu wybuchło w kraju niezadowolenie, doprowadziło do zamieszek i pewnego postępu w strone demokratyzacji. Monarchia jednak dalej ma się dobrze. Aktualnie panujący Jego Wyskość Tupou VI przejął władzę w roku 2012, po śmierci swego brata, ale jego koronacja odbędzie się dopiero w tym roku, za parę miesięcy. Będzie wielka feta. Warto się wybrać.

Na Tongatapu (a może i na innych wyspach) jest kilka królewskich rezydencji, ale główny pałac znajduje się w Nuku'alofa, koło centrum miasta.


Płot może trochę rdzewieje, ale ogólnie pałac jest okazały i zadbany. Jego Wyskości niestety nie udało nam się zobaczyć.

Misjonarze z dużą wprawą nawrócili Tongańczyków na co się tylko dało i dzisiaj kraj usiany jest kościołami wszelkich możliwych denominacji - pięć odmian metodystów, katolików, mormonów, adwentystów, anglikanów, Świadków Jehowy, Bahai'ów, muzułmanów, buddystów itp. Niedziela jest dniem świętym i wszystko jest zamknięte, a jakakolwiek praca zabroniona. Nie wolno nawet łapać ryb. Samoloty nie latają, a lotniska są zamknięte. Za homoseksualizm idzie się do kicia, czyli wszystko po Bożemu.

Pojeździliśmy trochę po Tongatapu z zaprzyjaźnionym taksówkarzem (który okazał się biskupem u mormonów) i tak jak domostwa wyglądają raczej mizernie i biednie to kościoły błyszczą nowością i przepychem. Maja tu nawet taką prawie katedrę Notre Dame - pewnie katolicka.







kapliczka Mormonów
kościółek katolicki

Tak jak i w Polsce, poza kościołami wierni resztę kasy pakują w cmentarze. Styl cmentarzy jest trochę rozrywkowy, ale czasem nawet bardziej okazały niż w Polsce.


Wszyscy Polinezyjczycy są bardzo muzykalni i podobnie jak Maorysi czy Tuvaluańczycy Tongańczycy przepięknie chóralnie śpiewają - w kościołach oczywiście. Porównujac jednak tongańska rzeczywistość z Tuvalu, Fidżi czy Wyspami Salomona stwierdziliśmy z Inką zgodnie, że Tongańczycy są chyba najbardziej oddani religii, ale też i najbardziej poważni. Może to kwestia tego, że życie codzienne Tonga obserwowaliśmy w weekend, a potem w czasie Wielkanocy. W innych znanych nam krajach Pacyfiku było zawsze na ulicy dużo więcej śmiechu, żartów i spontanicznych wygłupów. W Tonga wszystko zapięte na ostatni guzik i bardzo powściągliwe.

Tylko ta kelnerka troszkę się uśmiechała.



10 kwietnia 2015

Chwilka na Polinezji

Pisałem kiedyś, że Auckland to nieformalna stolica Polinezji. Amerykanie i Francuzi pewnie się z tym nie zgadzają, no bo przecież Hawaje i Tahiti to też Polinezja, ale faktem jest, że najwięcej Polinezyjczyków mieszka w Auckland i reszcie Nowej Zelandii, no bo Maorysi to też Polinezyjczycy. A tak nawiasem mówiąc to zapraszam do mapy Pacyfiku i małej powtórki z geografii. Jak pamiętacie Pacyfik usiany jest różnymi archipelagami wysp i eurpejczykom wszystkie one zlewają w jedną całość. A wygląda to tak:























Czyli wszystko co na zachód od Fiji i poniżej równika to Melanezja. To co na zachód od Fiji ale powyżej równika to Mikronezja, a cała reszta, łącznie z Nową Zelandią to nasza ulubiona Polinezja - kraina koralowych wysp i atoli, szumiących na wietrze palm, dziewczyn i chłopców z kwiatami we włosach, cieplutkiej wody i totalnego luzu.

Białą kiełbaskę własnej roboty skonsumowaliśmy więc przed terminem i na Wielkanoc, zamiast paść się za stołem, wsiedliśmy w samolot i polecieliśmy sprawdzić, czy nasz raj ciągle tam jest i jak wyspiarską rzeczywistość, którą kiedyś tak lubilśmy będziemy odbierać dziś.

Odpowiedź jest krótka - raj nadal istnieje i lubimy go jeszcze bardziej niż kiedyś.

Wielkanoc na Tonga miała być tygodniem żeglowania wyczarterowaną łódką. Jednak, jak to zwykle na wyspach Pacyfiku, program musiał się nieco zmienić, bo lokalny samolocik, który miał nas zawieźć ze stolicy Tonga Nuku'alofa na Vavau zaniemógł - zmuszjąc nas do spędzenia dwóch nocy w uroczym kurorcie i sączenia drinków z palemkami. Mimo, że z zasady takich rzeczy nie lubię to trzeba przyznać, że gdy po dwóch dniach samolot naprawiono i trzeba było kurort opuścić troszkę się ociągaliśmy. No bo popatrzcie sami....nasz apartamencik....


A trzydzieści metrów obok, pod wodą o temperaturze 28 stopni, w której można spędzić cały dzień.....






A na kolacyjkę langusta....


 CDN