Szukaj na tym blogu

27 kwietnia 2015

Nie damy się - jeszcze wam pokażemy!

Afera wybuchła jakoś w styczniu. Air New Zealand, narodowa linia lotnicza, w której 60% własności ma państwo, ogłosiła, że nas i jeszcze kilka pomniejszych miejscowości cznia i kasuje loty na nasze lotniska od końca kwietnia. Za małe samoloty, za mały ruch, za dużo zachodu i za mało profitu - jak chcecie sobie wieśniaki latać to proszę bardzo pofatygować się 100 km do Taurangi lub Rotoruy.

O - to nas ubodło! To my tu naszą krwawicą próbujemy podtrzymywać regionalną gospodarkę, własne podatki lokalne inwestujemy w rozwój gospodarczy, a rząd nam dywanik spod nóg wyciąga?!!! O nie - jeszcze wam pokażemy krwiopijcy z Air New Zealand!

Na początek merowie naszych opuszczanych miasteczek pojechali wykłócać się z premierem. Widać jednak klamka zapadła i wrócili z niczym. No to wobec tego my was też czniamy i poszukamy sobie innej linii lotniczej. Szukać długo nie trzeba było. Sama się znalazła. I to jaka? Prawie międzynarodowa. Air Chathams .... Limited nawet.

http://www.airchathams.co.nz/

Linia to egzotyczna, założona i obsługiwana przez grupkę lotniczych fanatyków i hobbystów. Obsługuje od wielu lat ruch pomiędzy macierzą a Chatham Islands, które jak może pamiętacie leżą jakieś 800 km na wschód, w ryczących czterdziestkach. Takie nasze Wyspy Owcze, czy Szetlandy. Gwiździ, leje, ale pięknie i dziko, z plejadą ciekawych zwierzaków i rezerwatów. Samoloty Air Chathams od wielu lat stanowią niezbędny most powietrzny dla kilkuset mieszkańców Chatham Islands i woziły na swym pokładzie chyba wszystko - nawet owce i kury. W niedalekiej przeszłości Air Chathams obsługiwała także lokalne połączenia na Tonga, między wyspami archipelagu. (Dużo sprawniej niż aktualna, finansowana przez pomoc ChRL linia lotnicza RealTonga, która po wycofaniu chińskich samolotów ma zaledwie jeden samolocik. To właśnie on podczas naszego niedawnego pobytu się zepsuł i utknęlismy na dwa dni na Tongatapu).

Convair 580 - nasze połączenie ze światem
Flota Air Chathams jest bardzo ciekawa. Flagowymi jednostkami są trzy Convairy 580. Piękne weterany, pieczołowicie odrestaurowane przez właścicieli hobbystów. Samoloty te produkowane były w latach 50-tych i podejrzewam, że poza skorupą już wszystko w nich zostało wymienione po kilka razy.

Pupilkiem właściciela Air Chatams jest jednak jeszcze starszy DC-3. Legendarny liniowiec, który w latach 30-tych i 40-tych stanowił trzon floty większości linii lotniczych. Ten samolot właściwie nie lata rejsowo. Używany jest przez Air Chathams raczej jako maskotka i atrakcja dla sympatyków lotnictwa.

DC-3 legenda awiacji


Po krótkim obwąchiwaniu się, prezentacji Air Chathams w naszym magistracie, niewiele się namyślaliśmy i podpisaliśmy umowę. Musimy wydać, co prawda koło 50 tys twardych, żeby podnieść standard naszego  lotniska (Convairy są 50 miejscowe i nie mogą lądować na nielicencjonowanym lotnisku tak jak mogły 20 miejscowe kukuruźniki Air New Zealand), ale i tak jesteśmy szczęśliwi. Whakatane pozostanie na mapie awiacji NZ.

Feta na lotnisku na całego, a Air New Zealand chyłkiem wykonuje jeden z ostatnich lotów
No i właśnie jutro odbędzie się ostatni lot Air New Zealand z naszego lotniska i pierwszy lot Air Chathams. Z tej okazji wczoraj zorganizowaliśmy wielką fetę lotniczą, która pobiła wszelkie rekordy frekwencji. Chyba całe miasto przyjechało powitać Air Chathams, polatać nad miastem i Ohope starym DC-3 i Convairem tudzież wszelakimi innymi helikopterami, gyrokopterami i czym się tam jeszcze dało. Można było wszystko pomacać, przelecieć się na prawdziwym symulatorze, zjeść watę cukrową, obejrzeć stare samochody, pomacać samochody strażackie. Uciecha na całego.

Gyrokoptery to fajne latadełka, takie latające foteliki

Odrzutowce to w Whakatane wielka atrakcja, a jeszcze na dodatek zabytkowe to już bomba...

Ten helikopter lata regularnie nad Whakatane wożąc turystów nad White Island. Wczoraj nawet pokazywał troche akrobacji.
A cztery takie rosyjskie Jaki dały pokaz akrobacji grupowej. Jak odpaliły to brzmiały jak ZIŁki z budowy Huty Katowice, ale latały przekonywująco...
A na parkingu przed terminalem można było podziwiać inne stare graty




A dziś nad ranem jedziemy większą grupą autobusem do Auckland, żeby wraz z prasą i telewizją przylecieć pierwszym, triumfalnym lotem Air Chathams do Whakatane.

Air New Zealand - mamy was gdzieś.....






21 kwietnia 2015

Morskie pyszności

Jak w każdym przywoitym porcie takoż i w Auckland jest targ rybny. No nie taki to niestety targ  ile raczej zwykły sklep. Zawsze jak jesteśmy w porcie wpadamy tam w zasadzie nie wiem po co, bo nigdy niczego nie kupiliśmy (za daleko do nas, żeby świeże rybki wozić), ale zawsze nacieszyć oko można. To znaczy oczywiście, co kto lubi. Ja tam lubię wszystko, ale Ineczka trochę wybrzydza. A to jej ośmiornice zbyt obrzydliwe, a to mule za duże, a to nie lubi jak na nią jedzenie z talerza patrzy. Ale dobra rybka nie jest zła.  Tyle, że śledziki trzeba kupować gdzie indziej.











Pyszności....

20 kwietnia 2015

Wariackie żeglowanie - czyli Volvo Ocean Race

Siedem identycznych łódek. Siedem szalonych zespołów. Jeden to same kobietki. Volvo Ocean Race to dla nas, żeglarzy powolnych i statecznych, totalne wariactwo. Ale cóż, kiedy niedawno cała flotylla (bez jednego zespołu, który jakimś cudem zdołał rozbić się na rafie koło Seszeli) dotarła do Auckland nie wytrzymaliśmy i pojechaliśmy zobaczyć tych, co do Auckland dopłynęli.

Ponieważ taki wyścig to przede wszystkim impreza medialna, w każdym porcie etapowym rozgrywane są dodatkowe regaty portowe, które też liczą sie do całkowitej punktacji.

Przed startem do regat portowych łódki są prezentowane przy nabrzeżu, które parę lat temu było świadkiem America's Cup. Tuż obok są hangary Team New Zealand. Ciekawscy mogli sobie pooglądać łódki z całkiem bliska. Dziennikarze mogli pofilmować, a i mnie sie udało kilka ujęć nad głowami cyknąć.


Kobitki na różowo, z lewej
Po pooglądaniu łódek i załóg pojechaliśmy przez most aucklandzki na północną stronę zatoki, gdzie wleźliśmy na górkę Mt Victoria. Tam zajęliśmy miejsca w loży honorowej (ławeczce dla zakochanych, co to nie jedno widziała) na samym szczycie, otworzyliśmy chłodziarkę z piwkiem i kanapkami i oddaliśmy sie obserwacji wyścigu. Widok mieliśmy pierwszej klasy.

Pierwszy z jachtów, gdy wypłynął z mariny od razu  rzucał się w oczy
Manewry przed startem

Kobitki prowadziły od startu i wygrały z chłopami w pięknym stylu. 
Dziś już cała flotylla przecina Atlantyk. Mają jeszcze sporo żeglugi i 3 etapy zanim dopłyną do Goeteborga. A tam już wszystkie prezesy z Volvo chłodzą szampana.

W sumie piękna impreza, ale ja wolę spokojne, leniwe żeglowanie naokoło atoli Pacyfiku, w ciepłej wodzie i miłym, tropikalnym ciepełku.