Szukaj na tym blogu

23 września 2016

Odmłodzeni na chwilę

Niue to wyspa, która leży wczoraj od Nowej Zelandii. Ambitnych zapraszam do Google Maps.

Wylecieliśmy z Auckland o 10-tej rano w sobotę, a wylądowaliśmy o 14-tej w piątek. To było fajne. Byliśmy o dzień młodsi. Zawsze się zastanawiałem czy szybkie latanie wokół ziemi na wschód może odmłodzić. No i proszę - mamy czarno na białym potwierdzone, że może.

Gorzej było w powrotnej drodze, bo wylecieliśmy z Niue o 14-tej w piątek a wylądowaliśmy w Auckland o 17-tej w sobotę.  Nie dość, że byliśmy znów o dzień starsi to jeszcze głodni jak psy, bo od południa w piątek do popołudnia w sobotę nic nie jedliśmy. Na szczęście w domu czekały na nas dwie dobre dusze, które nas dobrze nakarmiły. Wniosek: latanie na wschód odmładza, a od latania na zachód się tyje.












Niue to kraj stowarzyszony z Nową Zelandią (na przykład używa się tam naszej waluty), ale ponieważ wszyscy są tam o dzień młodsi, więc życie jest tam jeszcze weselsze niż u nas. Cieplutko, wszystko samo rośnie, papaje same spadają z drzew do rąk. Ryby pluskają w oceanie. Wieloryby karmią młode. Kury i koguty łażą po całej wyspie i wydaje się, że nikt im jajek nie podbiera ani nie próbuje im łbów ucinać. W sklepie natomiast mrożone kurczaki i jajka z Nowej Zelandii. Raj - przynajmniej dla drobiu.

W wapiennych, koralowych skałach co i rusz jakieś śliczne miejsca



Na wschodnim wybrzeżu (nawietrznym) jest groźnie




Groty i jaskinie wzdłuż całego wybrzeża
Niueańczycy (jak to będzie po polsku?) mają również lepiej niż ich pobratymcy z innych wysp Polinezji, bo ruchy tektoniczne wypchnęły ich koralowy atoll kilkadziesiąt metrów ponad poziom morza i mogą sobie teraz gwizdać na wzrost poziomu wód oceanów.


W ciągu tygodnia na Niue zaliczyliśmy w zasadzie wszystkie lokalne atrakcje. Wyspa ma ze 40 km długości i ze 20 km szerokości więc objechać ją można w ciągu dnia kilka razy. Najciekawsze było nurkowanie i snorkelowanie, ale sporą atrakcją były również wieloryby, które można oglądać w zasadzie z okna. Lokalni operatorzy oczywiście namawiali nas na wywalenie kilkuset dolarów na oglądanie ich z ich łodzi, ale woleliśmy wydać to na nurkowanie, bo tego z okna zrobić się nie da. Wzdłuż całego zawietrznego (zachodniego) wybrzeża ciągną się półki rafy koralowej. Zejścia do nich prowadzą często przez ciekawe jaskinie, groty czy kaniony. Mniej zaawansowani snorkelownicy, snorkelarze .... (oj no tacy co to pływają z rurką i maską) mogą sobie pływać w czasie odpływu w takich naturalnych basenach, które utworzyły się w rafie. Bardzej ambitni wskakują do głębszej wody, gdzie jest ciekawiej i - tak jak było w naszym przypadku -  można się nagle znaleźć kilkadziesiąt metrów od przepływającego wieloryba.




Jest na wyspie około sześciu knajp. Najlepsza jest Kai Ika (czyli Rybne Żarcie), którą prowadzą wspólnicy Avi Rubin i Taiichi Fox. Jak się domyślacie Avi Rubin jest "nasz". Rodem ze Stanisławowa (pamięta ciągle jeszcze jak jego babacia mówiła mu "pocałuj mnie w dupę") ale urodzony już oczywiście w Tel Avivie. Avi prowadzi interes eksportujący ryby z Niue do Japoni i jest ożeniony z miejscową kobitką. Jego partner Taiichi jest rodowitym Japończykiem i robi zupełnie przyzwoite sushi, sashimi, smaży tempurę i umie też robić przyzwoitą nowojorską pizzę. (Avi na koszt firmy uraczył nas pizzą jego przepisu - papaja, ryba i chili - całkiem, całkiem). Avi, który oczywiście w Izraelu tylko się urodził  szybko wybrał wolność w USA i opowiadał nam o jego dobrym przyjacielu z Nowego Jorku niejakim Jerzym Kosińskim. Jaki ten świat mały. Opowiadał nam też o jedynym Polaku, który dobrych już parę lat temu pomieszkiwał na Niue. Historia to raczej smutna. Facet był oddanym Świadkiem Jechowy, ale przy okazji również gejem. Dochował się jakimś cudem syna, ale tenże  wziął się i powiesił. Zrozpaczony tato wyjechał w końcu do Nowej Zelandii szukać szczęścia w gejowskich kręgach, ale słabo jak widać trafił i został w końcu tam zamordowany (pewnie przez tych co gejów nie lubią). Ot ludzkie perypetie.

Żarcie w Kai Ika było na tyle wyśmienite, że byliśmy tam aż trzy razy. W innych knajpach mniej, ale wszędzie było wesoło i tropikalnie. Bardzo blisko atmosfery o jakiej zawsze marzyłem - klubu jazzowego w Yacht Clubie na Pago Pago. A do Pago Pago z Niue to już tylko rzut kamieniem.





20 września 2016

Odpowiedzi na pytania do redakcji

Nie było mnie tu przez chwilę dłuższą. Coś się w programie zmieniło, bo nie dostaję maili z notyfikacjami o komentarzach.

Tak więc redakcja odpowiada:

P: Czy to prawda, że w Warszawie rozdają samochody za darmo?
O: Prawda - tylko nie w Warszawie a w Moskwie, nie samochody a rowery i nie rozdają za darmo tylko kradną.

To było tak dla wprawy i przypomnienia starych dobrych historyjek z Radia Erewań.

A teraz już do rzeczy.

Buzi Joanno. Bardzo jesteś spotrzegawcza. Kot się faktycznie pojawił. A w zasadzie to Kićka. Kićka niestety już nie jest taka malutka jak na filmiku z posta "Załoga się powiększa". Kićka to teraz całe pięć kilo kota, który rządzi w buszu i ogrodzie i uwielbia asystować nam we wszelakich pracach polowych. Nie wie jeszcze, że tego lata będzie musiała się z powrotem nauczyć sikać do kuwety, bo wreszcie dostąpi niebywałego kociego szczęścia polegającego na udziale w trzytygodniowym (co najmniej) rejsie z nami do Bay of Islands. Na razie jeszcze nie musi nosić kamizelki ratunkowej i wygląda aktualnie tak:




Na szczęście lubi świeże rybki więc nie będziemy musieli specjalnie dla niej zapuszczać sobie na jachcie myszy. Jak się coś z wody wyciągnie to my mamy sashimi, a ona resztę. Bosko będzie.

Bartku anonimowy. Adres zgadłeś i potwierdziłem Ci z gmaila.

Zbyszki kochane. Ertkłejk był faktycznie spory. O naszej 4:30 rano. Normalnie gnilibyśmy jeszcze sobie smacznie w łóżeczku, ale akurat tego dnia wyjeżdżaliśmy raniutko do Auckland. Ja byłem  już w kuchni - przygotowując (uważaj Baśko) śniadanie dla Ineczki. Ineczka natomiast pod prysznicem. Jak zaczęło trzęść to ja SPOKOJNIE!!!!! udałem się w kierunku drzwi wejściowych - bo jakoś tak nieco dłużej i mocniej niż zwykle trzęsło. Ineczka natomiast, po niejakim namyśle i uzgodnieniu ze mną przez okno startegii podejścia do zagadnienia, wyleciała w końcu jak ją Bóg stworzył (no z sexy ręcznikem na biodrach) pod palmy przed domem (które nota bene huśtały się już całkiem całkiem). Parę rzeczy spadło z półek, ale ogólnie bez strat (tylko małe moralne u Ineczki). No a potem przez parę dni trzęsło co parę minut -  raz mocniej, raz słabiej. W magistracie jedyne małe zamieszanie było z wodą, bo nam kilka studni, z których czerpiemy wodę zmętniało od tej trzęsionki. Ale po chwili wszystko wróciło do normy. Więc spoko. (Czy tak się ciągle mówi w Ojczyźnie? Czy już jestem ałt of tacz?)

Więcej pytań się nie doliczyłem. Cieszcie się jesienią - my cieszymy się wiosną.

28 sierpnia 2016

Stachanowcy

 Młodzieży wyjaśnię pokrótce  że stachanowiec to taki człowiek, który napuszczony przez korporację święcie wierzy, że jak da z siebie wszystko, to wszystkim będzie lepiej. W stalinowskich czasach odpowiednikiem korporacji była tzwn władza ludowa budująca socjalizm, czyli głównie partyjni notable. Aleksiej Stachanow to był zupełnie porządny górnik spod Doniecka, który uwierzył, że jak z siebie wypruje żyły i odwali robotę za dziesięciu to wszystkim będzie lepiej i do socjalizmu dojdziemy w trimiga. Takich jak on (a było ich całkiem sporo) nazywano stachanowcami. Jak się to ściganie z wydajnością poźniej skończyło to wiadomo. Dzisiaj jeszcze tylko w Korei Północnej funkcjonują odpowiednicy stachanowców. Choć czy aby na pewno? A ci młodzi prawnicy i finansiści przyjmowanie stadami co roku do wielkiej czwórki i zasuwający po nocach? No ale oni myślą, że zostaną dzięki temu partnerami. Kilku z nich zostaje i dalej doją następnych. Ciekawe....

No a my jesteśmy stachanowcami na własne życzenie. A właściwie z przymusu, bo chaszcze w ogródku zaczęły wyglądać i rozprzestrzeniać się jak tryfidy (konkursik: a co to takiego?). No i trzeba było to wszystko trzebić. Ogródek mamy taki raczej narciarski (45 stopni stoku) a  ulica na górze. Chaszcze więc trzeba albo wyciągać pod tę górkę (wszystkiego najlepszego) albo przerabiać je na tzwn pelet w rozdrobniarce.  I tak to wygląda.