Leży po zachodniej stronie tego cieniutkiego cypla na północnym czubku kraju. Cieszy się opinią najdłuższej plaży w Nowej Zelandii. Prawdę mówiąc nie sprawdzałem tego, ale fakt jest faktem, że robi wrażenie mimo, że w Polsce mamy chyba dłuższe odcinki.
|
Początek Ninety Miles Beach |
Na południu rozpoczyna się przy miejscowości Ahipara. Tam też znajdują się dwa pierwsze wjazdy na nią, bo Ninety Miles Beach jest oficjalnie publiczną drogą. Przed wjazdem, w Ahipara, stoi ostatni znak-tablica informująca, że plaża to droga jak każda inna i należy przestrzegać przepisów. Nie wiadomo właściwie których, bo ludzie i tak jeżdżą po niej jak chcą, mijają się dowolną stroną, prędkość rozwijają również dowolną, parkują gdzie popadnie. Na szczęście jest szeroko, więc już z daleka, decyzję, którą stroną się minąć, podejmuje się w sposób żeglarski tzn zdecydowanym obraniem kierunku przez jednego ze skiperów. Potem już tylko trzeba trzymać się kursu i już.
|
na liczniku 120km/h |
Plaża wcale nie ma 90 mil tylko około 88 km. I tak nieźle. Na jej północnym końcu znajduje się Cape Reinga. Miejsce naprawdę niezwykłe, gdzie spotykają się dwa prądy morskie: jeden z Morza Tasmana, a drugi z Pacyfiku. Kipiel przed przylądkiem robi wrażenie i naprawdę warto się tam wybrać.
|
Tu spotykają się dwa żywioły, a dusze zmarłych Maorysów stąd odlatują do lądu pra-przodków. Na horyzoncie zaś bezludne Wyspy Trzech Króli |
|
Turyści, jak to turyści, robią sobie pamiątkowe zdjęcia |
Problem tylko taki, że jazda do Cape Reinga jest długa i monotonna, bardzo krętą drogą, rozpoczynającą się w Kaitaia. Jeżeli dysponujemy samochodem z napędem na cztery koła i układ pływów jest sprzyjający naprawdę warto pojechać plażą. Lepiej wybrać się podczas odpływu. Podczas przypływu też można, ale jest już wąsko, grząsko i tylko dla najlepszych maszyn 4WD. No i naprawdę taplamy się wtedy w słonej wodzie, a co to oznacza dla samochodu, wydechu, łożysk i elektroniki to chyba nie muszę wspominać.
|
na liczniku 0km/h - wysiadłem, żeby zrobić zdjęcie |
Plażą pomkniemy ile fabryka dała, bo równiutka jak stół, i z pięknymi widokami (jak to na plaży), i dojedziemy do Cape Reinga nie w dwie godziny, a w jedną. To jednak pod warunkiem, że wytrzymamy psychicznie, żeby się parę razy nie zatrzymać i pocieszyć plażą,
|
a jest się czym cieszyć |
a na końcu, po wypłukaniu podwozia jadąc w górę Te Paki Stream nie zatrzymać się na chwilę przy niesamowitych wydmach.
|
Strumień Te Paki też robi za drogę - trzeba jechać środkiem, tam najtwardziej |
|
przykro mi droga Łebo - nie ma porównania |
|
tak się robi chiński teatrzyk cieni przy zachodzącym słońcu |
|
a takie są tego efekty |
|
a na koniec kto szybciej z górki na pazurki, można też wypożyczyć deskę i zjeżdżać z wydm na niej
|
Ach i jeszcze na koniec podziękowania dla Davida, którego kilka zdjęć wykorzystałem powyżej.