Szukaj na tym blogu

27 lipca 2014

Sezon na pomarańcze

Środek zimy to u nas sezon na cytrusy. Trochę tak jak późną jesienią jest w Polsce sezon na jabłka. Wreszcie spadły nieco ceny i można z wielkich skrzyń kupować to badziewie kilogramami.


Bardzo lubimy swieżo wyciskany soczek z grejpfrutów i pomarańczy. No więc do dzieła. Tyle, że tyle na raz się wypić nie da więc trzeba mrozić (jak kazała Baśka).


Troszkę się tego nazbierało.


Cała kuchnia się lepi. Pulpy, która zostaje po wyciskaniu obiadłem się tyle, że już pewnie na sok nie będę mógł patrzeć.


Produkt gotowy do zamrażarki.

Pyszności.

PS Baśka, w jakich pojemnikach mrozisz?

21 lipca 2014

Wschodnie wybrzeże

Jedną z zasadniczych różnic pomiędzy krajem wyspiarskim, a Polską jest to, że nie można tutaj używać zwrotu " jedziemy na Wybrzeże" albo "nad morze". Tutaj trzeba jeszcze to trochę doprecyzować, bo wybrzeże jest wszędzie i we wszystkich możliwych kierunkach, a nie tak jak w Polsce - na północy.

Pokazywałem Wam już kiedyś południe Hawke's Bay, na wschodzie Północnej Wyspy. Dwój-miasto Napier i Hastings. Art deco i winiarnie.

Pora wyruszyć z Dwój-miasta na północ. Z Napier do Gisborne jest 214 km. Połowa długości polskiego wybrzeża. Podobnie jak nad Bałtykiem - głównie białe, piaszczyste plaże. Z rzadka  przerywane skalnymi występami.


Po drodze żywej duszy, jedna maleńka miejscowość letniskowa zwana Mahia. Schowana wzatoce, za małym półwyspem. Dzięki temu ma trochę słabsze zafalowanie oceaniczne, ale i tak wszystkie te plaże są świetne do surfingu.

Mahia, leży na samej, prawej krawędzi tego zdjęcia. Ten maleńki biały pasek nad plażą to właśnie zabudowania Mahia Beach - wszystkiego 40 letniskowych domków i pole campingowe
Wzdłuż State Highway 2 napotykamy inżynieryjne atrakcje. Linia kolejowa jak z westernu. Niestety od kilku lat nieużywana, acz niezwykle malownicza.




Jak widać budowana w podobnym okresie jak wieża Eiffla, z filigranowych, kratownicowych belek. Zobaczyć parowóz, ciągnący kilka wagonów po czymś takim - byłoby fajne zdjęcie. Może powinienem się przeprosić z Photoshopem?



Po 214 km różnych miłych widoczków docieramy do Gisborne.

Jak każde szanujące się nowozelandzkie miasto, Gisborne ma swój "landmark" w postaci wieży zegarowej. 
Miasto leży nad Zatoką Biedy (Poverty Bay) i szczyci się tym, że to właśnie tutaj doszło do odkrycia Nowej Zelandii przez Kapitana Cooka.


W pażdzierniku 1769 roku, jako pierwszy dostrzegł ląd "Young Nick" czy raczej "Nick Young" - młody załogant na statku "Endeavour" dowodzonym przez Cooka. Pomnik młodego Nick'a, upamiętniający ten moment, góruje nad miejską plażą w Gisborne. Nieopodal, uwieczniony został sam szef ekspedycji, która jako pierwsza wylądowała w Nowej Zelandii i nawiązała kontakt z Maorysami.


Biedny Cook, po wszystkich swoich odkryciach i podróżach niestety nie doczekał ich owoców, ponieważ podczas swej trzeciej wyprawy, mimo sporego już doświadczenia w kontaktach z ludami Pacyfiku, zginął w stosunkowo głupiej potyczce na Hawajach. Cześć jego pamięci.





18 lipca 2014

Fejsbukowe wrażenia

Przycichłem ostatnio na blogu. Powodów jest kilka. Po pierwsze to ten cholerny komputer. Oddał ducha. No i wiecie jak to jest. Twardy dysk padł, ale udało mi się jeszcze uratować jego obraz. No to może po prostu kupić nowy twardy i wgrać obraz? Dobra. Trademe czyli takie tutejsze Allegro i kurier nowego twardziela przynosi nazajutrz. Wszystkie kombinacje, aby przywrócić system nieudane. Po kilku dniach prób wszelakich tricków poddałem się. Komputer był porządny i szybki, ale w końcu już pięcio letni. Co się będę ze starą pierdołą użerał. Zamówiłem nowy. Z Ameryki. Za kilka dni powinien dojść. Wtedy się zacznie wgrywanie wszystkiego od nowa. O matko jak ja to lubię. Kto wymyślił te pieprzone komputry? ;-)

Drugi powód to, jak pamiętacie, moja przygoda z FB. To znaczy, żadnej przygody jakoś do tej pory nie widać. Siedzę sobie przyczajony, zapraszam wszystkich, którzy chcą się ze mną zaznajomić i obserwuję na czym ten FB polega. I co widzę? No niewiele. Jak na razie na 23 znajomych kilkoro z aktywnych za punkt honoru uważa podzielić się ze światem jakimś odkrywczym filmikiem, zdjęciem czy dowcipem wynalezionym gdzieś w sieci. Kilkoro innych zamieszcza od czasu do czasu jakieś swoje fotki, z reguły z niezrozumiałym dla ogółu komentarzem - najprawdopodobniej nacelowanym na tzwn in-crowd. Sporo można się dzięki temu dowiedzieć o charakterach moich znajomych. Komu i czemu dają lajki. Jakich mają znajomych. Kim są ich idole. Bardzo to pouczające. Najwięcej materiałów przychodzi jednak od wszystkich artystów muzycznych, których niepatrznie odhaczyłem na profilu. Tak więc Mick podsyła pozdrowienia, Rodrigo Y Gabriela też, Pink Floydy się chwalą, że już niedługo wypuszczą album. No bosko. Ich fejsbukowi manadżerowie robią świetną robotę.

A ja? No cóż, jakoś nie mam ochoty zasypywać wszystkich moimi pozdrowieniami. Manadżera nie mam. Jeśli ktoś jest tym zainteresowany to znajdzie ten blog i poczyta sobie jak i kiedy będzie chciał. Jak zechce, to zostawi komentarz. I wcale nie musi mi dawać lajka. Blog sam w sobie to straszny ekshibicjonizm, ale czuję się lepiej, kiedy ludzie czytają go z własnej woli, a nie dlatego, że wyskakuje im nahalnie przed nos. Chyba jednak jestem z innej epoki. Pozdrawiam znajomych i zaglądajcie na bloga.

Western Party


Co pół roku nasz magistracki Social Club organizuje imprezę. Pamiętacie moją ogoloną gębę z poprzedniej imprezy? Tym razem było westernowo. Starsi państwo jak zwykle brylowali wśród młodzieży. Jak widać jakiś taki już nasz los, że zawsze z młodszymi. No bo przecież ze starymi ramolami nie będziemy się zadawać :-) Kilka fotek aby oddać nastrój.


A moja ogolona gęba na plakacie z prawej


Ineczka ze swoim aktualnym zespołem


Weterani parkietu


09 lipca 2014

Tajemnice Russell wyjaśnione

Pamiętacie to zdjęcie zrobione w Russell, w Bay of Islands? Patrz post "Tajemnicze Russell".



Otóż chyba udało mi się wyjaśnić tajemnicę skąd w Russell, w małej pizzerii, wzięły się te bardzo "gustowne i praktyczne" krzesełka. Być może nawet, że wyjaśnień jest wiele, ale ja znam na razie jedno. Nazywa się ono Skazka. Skazka czyli po rosyjsku Bajka. Skazka to sklep w Auckland mający w podtytule European Delicatessen. Prowadzony jest przez rosyjskich, jak mniemam właścicieli, i specjalizuje się w różnych produktach żywnościowych z szeroko pojętego obszaru pomiędzy Warszawą i Moskwą. Kiedyś znajomi zaskoczyli nas przywożąc nam z Auckland paczkę Michałków właśnie ze Skazki, która również jest sklepem internetowym. Jeśli chcecie się nieco pośmiać to zapraszam na www.skazka.co.nz . Przedziwny asortyment. Kto i po co miałby kupować tu polskie zupki w proszku? No ale jak widać ktoś kupuje.

Przypomniałem sobie o Skazce niedawno, gdy do pewnej wyszukanej potrawy potrzebowałem trochę kawioru lub czegoś kawioro-podobnego. W Whakatane jakoś nigdzie nie mogłem nic takiego znaleźć. No więc "dawaj na Skazku". Jak już kupowałem słoiczek kawioru to zdecydowałem, że kupię jeszcze parę rzeczy. Podczas imprez często oczywiście pada sakramentalne pytanie "a jakie piwo tam macie w tej Polsce". Weź im tu wytłumacz jakie. Doszedłem więc do wniosku, że ściągnę ze Skazki parę buteleczek. Jak zapytają to dam im się napić. No i oto co dziś kurierem dotarło.


I sprawa Russell się wyjaśniła. Podejrzewam, że Skazka była cała szczęśliwa, że zamówiłem pełne 20 buteleczek. Mogli się dzięki temu pozbyć skrzyneczki, która pewnie skończyłaby na aucklandzkim wysypisku śmieci. Jeszcze parę takich zamówień i będę mógł sobie też na tarasie zrobić takie gustowne krzesełka.....