Dziś będzie trochę o wszystkim. Po pierwsze donoszę, że w konkursie na Blog Roku zadziałaliście znakomicie i dzięki Waszym głosom niniejsze wypociny uplasowały się gdzieś w okolicach 90 miejsca, co jak na stawkę 555 blogów zgłoszonych w tej kategorii uważam za wielki sukces. Dzięki wszystkim, którzy zagłosowali. Czuję się naprawdę wyróżniony. Blogerem roku i tak nie mogłem zostać, bo musiałbym jechać do Polski na galę wręczania nagród, a do tego zupełnie się nie nadaję.
Wracając na ziemię to donoszę, że warzywniak dalej szaleje. Pierwszy PYSZNY pomidor został zeżarty bez fotografowania, ale drugi się już czerwieni i został uwieczniony poniżej. Papryczki, co to miały po 4 mm teraz są już w zasadzie pełnowymiarowe. Czekam jednak na to, co z nich dalej będzie, bo jak je kupowałem to w opisie stało, że rodzą owoce zielone do czerwonych, no więc czekam, czy się która zaczerwieni.
 |
pomidorki są mlachu, mlachu |
 |
pochowane w krzakach ale pomalutku dojrzewają |
 |
papryczki z 4mm doszły do 10cm |
 |
stary koperek kwitnie Ineczce pod nosem |
 |
nowy koperek jeszcze nie tak wysoki ale już całkiem solidny |
 |
a ogórki wsadzone dopiero dwa tygodnie temu już się czają do skoku |
Kolejny plon rzodkiewki został zeżarty. Koperek jest już wielkości Ineczki. Są więc plany by dorabiać kolejne metry kwadratowe tarasu ogrodniczego. Muszę sobie tylko kupić taki wietnamski stożek na łeb, nosidełka, przykrótkie spodenki i pomalutku całą tę skarpę przerobimy na malownicze tarasy. Może nawet ryżowe.
Od rolnictwa do kultury. W zeszłym tygodniu, w naszej magistrackiej galerii/muzeum odbył się uroczysty wernisaż dzieł wielu nowozelandzkich artystów, którzy zgłosili swoje prace w dorocznym konkursie. Było miło i ciekawie, ale największą furorę zrobił główny juror konkursu, były kustosz Narodowej Galerii w Auckland, pan 91 letni, taki trochę zasuszony staruszek, który mimo, że głosem już trochę słabym palnął tak błyskotliwą mowę, bez kartki i z takimi ciekawymi pointami, że niejeden w sile wieku mógłby się uczyć.



A poza tym to ciągnie się teraz całe pasmo różnych imprez w ramach tzwn Arts Festivalu. Rzeźbiarze, których poprzednio pokazywaliśmy pokończyli swoje dzieła. Występują różnego rodzaju przyjezdni i lokalni artyści. Jak na tak niewielkie miasteczko dzieje się na tyle dużo, że nie na wszystko nadążamy pójść. Podarowaliśmy sobie na przykład występ podobno zupełnie przyzwoitych śpiewaków operowych (ja za bel canto nie przepadam) a dziś nie poszliśmy na plenerowe przedstawienie Shakespeare'a, bo mam kupę roboty firmowej, w której dzielnie pomaga mi Ineczka.
 |
z dwóch nimf jednak nic nie wyszło, pozostała jedna syrena która robi jako ława |