Szukaj na tym blogu

20 stycznia 2013

Prehistoria

Kiedy James Cook przypłynął do Nowej Zelandii w 1769 roku, jego botanik,  Joseph Banks odnotował, że mimo, iż z miejsca, gdzie zakotwiczył "Endaevour" do brzegu było 400 metrów, zgiełk ptactwa był niemalże ogłuszający. Banks był zachwycony zupełnie odmiennymi głosami ptaków, jakie słychać było z brzegu, w porównaniu do tych, jakie słyszał w innych częściach świata. Nie zdawał sobie wtedy jeszcze sprawy z tego, że 400 lat wcześniej te dźwięki byłyby jeszcze potężniejsze i ciekawsze.  Nie było słychać już basowych nawoływań moa, zgiełku miliardów ptaków morskich, odgłosów dzikich kaczek i olbrzymich gęsi jak również nawoływań prawie metrowej wielkości, bezskrzydłych, starszych braci dzisiejszych kiwi. W czasie pierwszej wizyty kapitana Cook'a prawie połowa endemicznych, nowozelandzkich gatunków ptaków już wymarła. Stało się to za sprawą kolonizacji Nowej Zelandii przez Polinezyjczyków, którzy przywieźli ze sobą ze swych wysp szczury i psy, jak również umiejętność polowania i wzniecania ognia. Dla większości gatunków pojawienie się tych wszystkich drapieżników stanowiło wyrok śmierci. To trochę tak jakby wylądować na Antarktydzie i zacząć polować na pingwiny. Zanim wyrobią sobie instynkt ostrożności w stosunku do człowieka, wszystkie zginą, bo człowiek nie jest ich naturalnym wrogiem.


 
niemal symbol Nowej Zelandii - rozwijający się liść paproci
Przycumowanie do drzew "Endeavour'a" również przyczyniło się do procesu wymierania gatunków, gdyż po linach przedostały się na ląd dużo wredniejsze od polinezyjskich szczury norweskie. Niestety ta kolejna inwazja przyspieszyła proces przemian, jaki toczył się na wyspach Nowej Zelandii już od XIII wieku.

A Nowa Zelandia była wcześniej wielkim unikatem. Wynikało to z faktu, że odłączyła się od pralądu - Gondwany zanim rozwinęły się na nim ssaki. Dzięki temu przez tysiące lat fauna i flora Nowej Zelandii przekształcała się bez uczestnictwa większości drapieżników, pozwalając na zupełnie inny niż gdzie indziej rozwój ptaków, owadów i gadów. W ten sposób wytworzyło się tu wiele gatunków nielotów, bo nie było przed czym uciekać w górę. Rozwinął się również największy na świecie orzeł, który ważył do 13 kilogramów i miał rozpiętość skrzydeł do trzech metrów. Musiał być wielki i mocny bo polował na największego znanego nielota, który zwał się moa. Było to ptaszysko trochę przypominające strusia tyle, że prawie dwa razy od niego większe. Do dziś przetrwały takie cuda jak weta - czyli olbrzymi pasikonik, który może ważyć ok 70 gramów i mierzyć 10 cm nie licząc nóg i czułek. Albo tuatara, taka wielka jaszczurka (80 cm), która tak na prawdę nie jest jaszczurką, tylko należy do rodziny gadów, które żyły w czasie dinozaurów. Pewnie dlatego, że mniejsza i daleko od centrum wydarzeń to przetrwała do dziś, a biedne dinozaury trafił dawno szlag.







Pewnie mielibyśmy do dziś w Nowej Zelandii jeszcze więcej ciekawych roślin i zwierzaków, gdyby nie rodzime kataklizmy, które z pewnością wytłukły również ładnych parę gatunków. Niedawno opisywałem ostatni wybuch wulkanu Tarawera sprzed 126 lat. Jak spojrzycie na mapę Auckland to największa wyspa, leżąca u wejścia do zatoki Hauraki, Rangitoto,  wyłoniła się z morza tylko 800 lat temu, czyli w czasie, gdy przybywali tu pierwsi osadnicy z Polinezji. Jednak najpoważniejszym z kataklizmów, potwierdzanym już poniekąd przez zapisy historyczne z Chin i Rzymu był jeden z najpotężniejszych wybuchów wulkanicznych czasów nowożytnych. Wybuch ten nastąpił gdzieś w okolicach roku 180 AD w centrum Północnej Wyspy, a w kraterze po jego wybuchu powstało Jezioro Taupo, o którym już wspominaliśmy.

Taupo - wielki krater wypełniony wodą
Była to największa bodaj eksplozja wulkaniczna w ciągu ostatnich 5000 lat, o sile dziesięciokrotnie większej niż erupcja Krakatau z 1883 roku. Zapiski historyków Chińskich i Rzymskich z tych lat mówią o tym, że przez wiele dni niebo na południu było czerwone a gwiazdy zniekształcone. Wszystkie opisy świadczą o olbrzymim zapyleniu atmosfery, które trwało wiele dni. I to był ostatni wielki wpływ jaki Nowa Zelandia miała na resztę świata. Poza tym siedziała sobie tu cicho i spokojnie aż kiedyś, w okolicach XI-XII wieku naszej ery pojawili się tu pierwsi Polinezyjczycy. Być może, że było to nawet nieco wcześniej, ale ci pierwsi osadnicy nie byli tu zbyt długo i nie osiedlili się na stałe. Pierwsze archeologiczne znaleziska dowodzą (zgodnie z resztą z podaniami Maoryskimi), że polinezyjskie osadnictwo rozpoczęło się na dobre w XIII wieku.

15 stycznia 2013

Osiągnięcia ogrodnicze (pod meksykańską presją donoszę)


Pierwsze dwa metry a z tyłu drugie dwa
Cztery metry kwadratowe ogródka, które z mozołem wkopałem w urwisko produkują zawzięcie. Mimo, że ogrodnik ze mnie raczej początkujący, mimo, że wszystko stłoczone jest do granic możliwości, trzeci gar chłodniczka został wyprodukowany w zasadzie bez żadnego wspomagania ze sklepu. A nie, przepraszam, ogórek był sklepowy, bo tylko jeszcze ogórków brakowało w pierwszej skrzynce. Teraz, już ogórki strzelają z ziemi, rzodkiewki nie nadążamy jeść, pierwszy koperek już nie liliput, pomidory się zawiązały a papryka ma już chyba z osiem milimetrów. Jestem dumny z mojego pierwszego ogródka. Zasadził dziadek rzepkę w ogrodzie.....


Tutaj Ineczki przyprawy, bazylia, oregano, tymianek, pietruszka, szczypiorek, botwinka a nad tym wszystkim pomidory

pierwszy koperek jednak wyrósł po zbóju


rukola tak zasuwa, że nie nadążamy z obrywaniem i już kwitnie

pomidory w gąszczu powiązały się i czekamy aby dojrzały


papryka ma już z osiem milimetrów!

rzodkiewka i ogórki na drugich dwóch metrach szaleją

a kolejny koperek w drodze
A poza tym na ogródkach działkowych nic się nie dzieje....

No ale żeby wszystko utrzymać w perspektywie to z balkonu ogród wygląda tak

pierwsze dwa metry kwadratowe


i drugie dwa

Tarawera


W niedzielę wybraliśmy się w końcu popływać po jeziorze Tarawera. Po cichu liczyliśmy, że może uda nam się złapać parę pstrągów. Pierwsze próby dały jednak wynik zerowy. Oczywiście nie jest to brak umiejętności czy talentu, nie nie, w końcu rezultaty pierwszej wyprawy na morze widzieliście i mówią one same za siebie (że tylko nieśmiało wspomnę). Chodzi tu oczywiście o brak odpowiedniego sprzętu ;-). Ineczka się nabija, że słabej baletnicy to i rąbek spódnicy ...., ale brak wyników jest twardym dowodem na to, że na morski sprzęt pstragów złapać się nie da. No więc zakupiłem dziś zaczątki sprzętu pstrągowego i zobaczymy co z tego wyniknie w przyszlości. Ineczka już zapowiedziała, że tyle pstrągów, żeby ten sprzęt się spłacił to nawet ona (wielbicielka pstragów) przez całe życie nie zje, no ale przecież to nie o spłacanie sprzętu chodzi. “Nie chodzi o to by złapać króliczka, ale by gonić go…” No tak, ale to można i z morskim sprzętem tak gonić. Oj tam, oj tam…. O sprzęcie i metodach połowu będzie kiedyś oddzielny post, bo to temat rzeka i musi być oflagowany, żeby ci, których wędkarstwo nie pociąga omijali go z daleka.

Wróćmy jednak nad Tarawerę, które to jezioro leży u podnóża góry, a właściwie wulkanu o tej samej nazwie. Rzekę z niego wypływającaą i wodospad na niej już widzieliście w poście dotyczącym wizyty Simona.

Tarawera to wulkan nie byle jaki, bo odpowiedzialny za najpoważniejszy, w niedawnej historii, wybuch i spowodowanie sporych strat w ludziach. Ma na swoim sumieniu jeszcze jeden poważny grzech, a mianowicie zniszczenie tzwn ósmego cudu świata czyli Białych i Różowych Tarasów. Były to przecudnej urody formacje hydrogeologiczne, usytuowane na brzegach sąsiedniego, leżącego nieco bardzej na południe jeziora Rotomahana. W drugiej połowie dziewiętnastego wieku, tarasy stawały się coraz to większą atrakcją turystyczną, dla której panie i panowie, przyodziani w bardzo mało turystyczne stroje, przemierzali jakże trudne dla nich ostępy, wiedzeni przez Maoryskich przewodników. Niestety, za sprawą wulkanu Tarawera, Nowa Zelandia musiała wkrótce zmienić swój model marketingu turystycznego. Więcej o Białych i Różowych Tarasach znajdziecie tutaj: http://en.wikipedia.org/wiki/Pink_and_White_Terraces

Wybuch pewnie można było przewidzieć, bo poprzedziły go gwałtowne zmiany poziomu wody w jeziorach Tarawera i Rotomahana, wzmożona aktywność okolicznych,  pól geotermalnych, no i oczywiście seria nasilających się wstrząsów. Podobne atrakcje występują w tym rejonie dość często, więc poważny wybuch był jednak zaskoczeniem. Nad ranem 10 czerwca 1886 roku Tarawera nabrała pary i walnęła w niebo z hukiem. Trzy charakterystyczne wierzchołki zdjęły czapki z głów i wyrzucały z siebie całą tę nagromadzoną energię przez sześć godzin, zasypując, czasem nawet kilkumetrową warstwą popiołu, pyłu i kamieni, olbrzymie tereny wokół. Dobrze, że samoloty wtedy nie latały, bo parę osób spóźniło by się na swoje połączenia.

Wybuch słyszalny był prawie na całej Północnej Wyspie. Niektórzy podejrzewali, że to atak z rosyjskiego okrętu wojennego, który właśnie był z wizytą w NZ. Spiskowa teoria dziejów, z Ruskimi w roli głównej, jak widac wyznawana była tutaj już dużo wcześniej. Tak sobie myślę, że w zasadzie to nie jest za późno, żeby powołać jakąś porządną, międzynarodową komisję, któraby udowodniła, że był to wredny zamach. Czego te Ruskie tu w zasadzie szukaly?

Ale poważniej, wybuch zasypał kilka maoryskich wiosek, gdzie ludzie ginęli albo uderzani bezpośrednio badziewiem, kre spadało z nieba albo w domach, zawalających się pod grubą warstwą tegoż badziewia. Ogólnie doliczono się ponad 120 ofiar w kilku wioskach, a na dodatek cały, przepiękny teren w okolicach Mt Tarawera praktycznie stał się jedną, wielką, szarą pustynią. Białe i Różowe Tarasy gdzieś wcięło, bo jezioro Rotomahana, na którego brzegach leżały, w czasie całej tej draki również wybuchło (najprawdopodobniej na skutek nagromadzenia się pod dnem pary wodnej a poza tym leżało na drodze wielkiej szczeliny wulkanicznej, jaka powstała w wyniku wybuchu) a potem cały ten bałagan przysypał popiół. No i w ten sposób, na 126 lat, ludzkość straciła ósmy cud świata. Ale oto właśnie się odnalazł. Troszkę trudno się go teraz ogląda, bo leży 60 metrów pod wodą, w jeziorze Rotomahana, ale jest, odnaleziony w zeszłym roku, jak wrak Titanica.

Stare legendy maoryskie mówią, że Tarawera wzmaga swą aktywność co ok 100 lat (a naukowcy nie zaprzeczają, że to możliwe), więc należy żywić nadzieję, że z lekkim opóźnieniem Tarawera znowu niedługo zamruczy i odsapnie. Może uda jej się wypchnąć tarasy znów na powierzchnię. To by dopiero był dar natury.


Nad jeziorem góruje posępny masyw wulkanu. Jezioro Rotomahana, miejsce gdzie pogrzebane zostały Białe i Różowe Tarasy jest zaraz za górką, po prawej stronie
A tym czasem życie nad jeziorem Tarawera kwitnie. Cały północno-zachodni brzeg zabudowany jest bardzo drogimi domami z fantastycznym widokiem na jezioro i wulkan. Podczas kolejnego wybuchu towarzystwo będzie miało dylemat: oglądać przedstawienie z najlepszych miejsc czy dawać nogę. Pełne pstrągów jezioro jest bardzo popularne wśród wędkarzy i wielbicieli wszelkich sportów wodnych. W zatoce, na południowym końcu, z której jest tylko rzut kamieniem do jeziora Rotomahana, jest tzw Hot Water Beach czyli niewielka plaża, na brzegach której są gorące (naprawdę gorące) żródła i można się tam z uwagą i ostrożnośćią kąpać przez cały rok. Jest to ulubione miejsce dla wszelkich piknikowiczów, wodniaków, bo można się tam dostać tylko łódką. i żadne szczury lądowe samochodami tam nie dojadą. Na razie odczekamy aż się wakacyjni goście rozjadą, a potem zrobimy sobie tam piknik, albo i prześpimy weekendową noc.

Hot Water Beach
Tutaj lepiej do wody nie wchodzić, nawet dla mnie za ciepła
A tu ludzkość naturę trochę poprawiła i kamyczkami otoczyła ciepły brodzik