Szukaj na tym blogu

15 stycznia 2013

Tarawera


W niedzielę wybraliśmy się w końcu popływać po jeziorze Tarawera. Po cichu liczyliśmy, że może uda nam się złapać parę pstrągów. Pierwsze próby dały jednak wynik zerowy. Oczywiście nie jest to brak umiejętności czy talentu, nie nie, w końcu rezultaty pierwszej wyprawy na morze widzieliście i mówią one same za siebie (że tylko nieśmiało wspomnę). Chodzi tu oczywiście o brak odpowiedniego sprzętu ;-). Ineczka się nabija, że słabej baletnicy to i rąbek spódnicy ...., ale brak wyników jest twardym dowodem na to, że na morski sprzęt pstragów złapać się nie da. No więc zakupiłem dziś zaczątki sprzętu pstrągowego i zobaczymy co z tego wyniknie w przyszlości. Ineczka już zapowiedziała, że tyle pstrągów, żeby ten sprzęt się spłacił to nawet ona (wielbicielka pstragów) przez całe życie nie zje, no ale przecież to nie o spłacanie sprzętu chodzi. “Nie chodzi o to by złapać króliczka, ale by gonić go…” No tak, ale to można i z morskim sprzętem tak gonić. Oj tam, oj tam…. O sprzęcie i metodach połowu będzie kiedyś oddzielny post, bo to temat rzeka i musi być oflagowany, żeby ci, których wędkarstwo nie pociąga omijali go z daleka.

Wróćmy jednak nad Tarawerę, które to jezioro leży u podnóża góry, a właściwie wulkanu o tej samej nazwie. Rzekę z niego wypływającaą i wodospad na niej już widzieliście w poście dotyczącym wizyty Simona.

Tarawera to wulkan nie byle jaki, bo odpowiedzialny za najpoważniejszy, w niedawnej historii, wybuch i spowodowanie sporych strat w ludziach. Ma na swoim sumieniu jeszcze jeden poważny grzech, a mianowicie zniszczenie tzwn ósmego cudu świata czyli Białych i Różowych Tarasów. Były to przecudnej urody formacje hydrogeologiczne, usytuowane na brzegach sąsiedniego, leżącego nieco bardzej na południe jeziora Rotomahana. W drugiej połowie dziewiętnastego wieku, tarasy stawały się coraz to większą atrakcją turystyczną, dla której panie i panowie, przyodziani w bardzo mało turystyczne stroje, przemierzali jakże trudne dla nich ostępy, wiedzeni przez Maoryskich przewodników. Niestety, za sprawą wulkanu Tarawera, Nowa Zelandia musiała wkrótce zmienić swój model marketingu turystycznego. Więcej o Białych i Różowych Tarasach znajdziecie tutaj: http://en.wikipedia.org/wiki/Pink_and_White_Terraces

Wybuch pewnie można było przewidzieć, bo poprzedziły go gwałtowne zmiany poziomu wody w jeziorach Tarawera i Rotomahana, wzmożona aktywność okolicznych,  pól geotermalnych, no i oczywiście seria nasilających się wstrząsów. Podobne atrakcje występują w tym rejonie dość często, więc poważny wybuch był jednak zaskoczeniem. Nad ranem 10 czerwca 1886 roku Tarawera nabrała pary i walnęła w niebo z hukiem. Trzy charakterystyczne wierzchołki zdjęły czapki z głów i wyrzucały z siebie całą tę nagromadzoną energię przez sześć godzin, zasypując, czasem nawet kilkumetrową warstwą popiołu, pyłu i kamieni, olbrzymie tereny wokół. Dobrze, że samoloty wtedy nie latały, bo parę osób spóźniło by się na swoje połączenia.

Wybuch słyszalny był prawie na całej Północnej Wyspie. Niektórzy podejrzewali, że to atak z rosyjskiego okrętu wojennego, który właśnie był z wizytą w NZ. Spiskowa teoria dziejów, z Ruskimi w roli głównej, jak widac wyznawana była tutaj już dużo wcześniej. Tak sobie myślę, że w zasadzie to nie jest za późno, żeby powołać jakąś porządną, międzynarodową komisję, któraby udowodniła, że był to wredny zamach. Czego te Ruskie tu w zasadzie szukaly?

Ale poważniej, wybuch zasypał kilka maoryskich wiosek, gdzie ludzie ginęli albo uderzani bezpośrednio badziewiem, kre spadało z nieba albo w domach, zawalających się pod grubą warstwą tegoż badziewia. Ogólnie doliczono się ponad 120 ofiar w kilku wioskach, a na dodatek cały, przepiękny teren w okolicach Mt Tarawera praktycznie stał się jedną, wielką, szarą pustynią. Białe i Różowe Tarasy gdzieś wcięło, bo jezioro Rotomahana, na którego brzegach leżały, w czasie całej tej draki również wybuchło (najprawdopodobniej na skutek nagromadzenia się pod dnem pary wodnej a poza tym leżało na drodze wielkiej szczeliny wulkanicznej, jaka powstała w wyniku wybuchu) a potem cały ten bałagan przysypał popiół. No i w ten sposób, na 126 lat, ludzkość straciła ósmy cud świata. Ale oto właśnie się odnalazł. Troszkę trudno się go teraz ogląda, bo leży 60 metrów pod wodą, w jeziorze Rotomahana, ale jest, odnaleziony w zeszłym roku, jak wrak Titanica.

Stare legendy maoryskie mówią, że Tarawera wzmaga swą aktywność co ok 100 lat (a naukowcy nie zaprzeczają, że to możliwe), więc należy żywić nadzieję, że z lekkim opóźnieniem Tarawera znowu niedługo zamruczy i odsapnie. Może uda jej się wypchnąć tarasy znów na powierzchnię. To by dopiero był dar natury.


Nad jeziorem góruje posępny masyw wulkanu. Jezioro Rotomahana, miejsce gdzie pogrzebane zostały Białe i Różowe Tarasy jest zaraz za górką, po prawej stronie
A tym czasem życie nad jeziorem Tarawera kwitnie. Cały północno-zachodni brzeg zabudowany jest bardzo drogimi domami z fantastycznym widokiem na jezioro i wulkan. Podczas kolejnego wybuchu towarzystwo będzie miało dylemat: oglądać przedstawienie z najlepszych miejsc czy dawać nogę. Pełne pstrągów jezioro jest bardzo popularne wśród wędkarzy i wielbicieli wszelkich sportów wodnych. W zatoce, na południowym końcu, z której jest tylko rzut kamieniem do jeziora Rotomahana, jest tzw Hot Water Beach czyli niewielka plaża, na brzegach której są gorące (naprawdę gorące) żródła i można się tam z uwagą i ostrożnośćią kąpać przez cały rok. Jest to ulubione miejsce dla wszelkich piknikowiczów, wodniaków, bo można się tam dostać tylko łódką. i żadne szczury lądowe samochodami tam nie dojadą. Na razie odczekamy aż się wakacyjni goście rozjadą, a potem zrobimy sobie tam piknik, albo i prześpimy weekendową noc.

Hot Water Beach
Tutaj lepiej do wody nie wchodzić, nawet dla mnie za ciepła
A tu ludzkość naturę trochę poprawiła i kamyczkami otoczyła ciepły brodzik

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz