Szukaj na tym blogu

12 maja 2013

Bay of Islands

Żeglarski raj Nowej Zelandii. Bay of Islands to w zasadzie kilka mniejszych zatok, tworzących zagmatwaną linię brzegową i usianych wieloma wyspami. Ciekawe i bezpieczne żeglowanie, bo zawsze jest się gdzie schować i znaleźć sobie zaciszną zatoczkę, w której nawet w sezonie nie ma tłoku, a poza sezonem, z reguły jest się samemu.


Po lewej molo w Russell, w oddali, po prawej Paihia

Jeżeli nie do Auckland, to właśnie tutaj zawijają jachty żeglujące wokół świata. Po rozkoszach tropikalnych wysp Pacyfiku, na sezon cyklonów uciekają do Nowej Zelandii i chronią się w Bay of Islands. W kilku marinach i na niezliczonych kotwicowiskach stoi tu tysiące jachtów wszelakiej maści. Jest sporo warsztatów szkutniczych, a przed główną mariną w Opua, gdzie można oficjalnie przekroczyć granicę, stoi zawsze kilka samochodów, bądź do wynajęcia, bądź do zakupu na kilka miesięcy z ofertą odkupienia. W ten sposób załogi jachtów przeczekujących tutaj letnie cyklony na Płd Pacyfiku mogą sobie pozwiedzać Nową Zelandię. To w ogóle jest fajnie skonstruowane z tymi cyklonami. Jak w Nowej Zelandii jest zima i siąpi deszcz to można spokojnie płynąć na Fiji, Samoa i takie tam, bo cyklony są wtedy na północ od równika. A jak schodzą, w drugiej połowie roku, na południe to się po prostu ucieka przed nimi do Nowej Zelandii, gdzie właśnie jest milutkie lato, Boże Narodzenie i inne atrakcje.

Opua, kotwicowiska ciągną się kilometrami
Dwie główne miejscowości Bay of Islands to Paihia i Russell. Paihia jest bardziej komercyjna i letniskowa. To stąd działają wszystkie firmy obsługujące turystyczną gawiedź. A to loty helikopterem, a to niezliczone rejsy, nurkowanie, żeglowanie, latanie na paralotni za motorówką itd.
...przygoda pod żaglami ;-) mam nadzieję, że im się liny pod nogami nie poplątały
Na przeciwko (pół godziny promem)  leży Russell - pierwsza stolica Nowej Zelandii, maleńka, historyczna osada pełna wiktoriańskiego charakteru, bardziej romantyczna i kameralna. Po trzeciej stronie zatoki jest Waitangi. Miejsce, gdzie podpisano Treaty of Waitangi, dokument tworzący fundament koegzystencji przybyszy z Wielkiej Brytanii i Maoryskich plemion. Kiedy wrócę do moich lekcji historii napiszę o tym porozumieniu więcej, bo jak większość historycznych wydarzeń, jest ono dzisiaj interpretowane na kilka sposobów i co roku, podczas obchodów święta narodowego z okazji jego podpisania, rozpala się polityczna dyskusja - dokładnie tak, jak z rocznicą Powstania Warszawskiego, czy Porozumień Sierpniowych w Polsce.


Promenada w Russell


Tu w Russell, w nadbrzeżnych kafejkach jest dużo sympatyczniej niż w pełnej wrzawy Paihi
a wieczorem mamy taki widok .... zmierzch w Russell

Niedaleko na północ od Bay of Islands, w miejscowości Mangonui, znaleźć można najlepszy na świecie Fish and Chips shop. Jak to tam z nim jest, czy jest najlepszy, czy nie, to trudno powiedzieć, ale fakt jest, że fish'n'chips podają tam zacne, jak należy, zawinięte w papier (niestety nie w gazetę), świeżutkie i zrobione pysznie.

World famous Mangonui Fish Shop :-)

...pyszności...


A poza tym to im bardziej na północ tym cieplej - nawet papaya próbuje dojrzewać
...banan też...
 
 
....a i zwierzyna sympatyczna. To są kaczki na całkiem odludnej plaży, nad morzem, w zasadzie jedzą z ręki....

07 maja 2013

Rotorua

Rotorua to miejsce, w którym jak na razie spędziliśmy w Nowej Zelandii najwięcej czasu. Mieszkaliśmy tu w latach osiemdziesiątych przez ponad sześć lat pod siedmioma adresami. Tutaj urodziły się Samantha i Nicole. Za każdym razem jak tu przyjeżdżamy pachnie nam domem (tzn siarkowodorem czyli zgniłymi jajami), bo Rotorua praktycznie zbudowana jest na polu geotermalnym. Mieszkańcy Rotorua mawiają: "U nas śmierdzi? Gdzie tam - to reszta kraju dziwnie pachnie".


Gejzer Pohutu na polu geotermalnym Whakarewarewa - troszkę widać skalę w porównaniu z turystyczną gawiedzią

Poniżej gejzera taki kawałek, który podobny jest do Białych Tarasów zniszczonych przez wybuch wulkanu Tarawera
Na Północnej Wyspie, po Auckland, Rotorua to miejsce najczęściej odwiedzane przez turystów. Nagromadzenie hoteli i moteli w mieście jest imponujące. Co tak przyciąga tutaj turystów? Zaczęło się od wszystkich atrakcji geotermalnych: gejzerów, gorących błot, gotujących źródełek. Rotorua była również bazą wypadową do oglądania Białych i Różowych Tarasów, dopóki nie zniszczył ich wybuch wulkanu Tarawera (patrz wpis "Tarawera"). Potem sam fakt zniszczeń po wybuchu wulkanu był turystyczną atrakcją.

Rotorua była przez wiele lat znanym uzdrowiskiem z leczniczymi wodami, kąpielami błotnymi i temu podobnymi atrakcjami. Była i jest również centrum kultury Maoryskiej. To tutaj przyjeżdża się na najlepsze koncerty i pokazy obyczajów Maoryskich, uczty hangi (różne mięska i warzywa pieczone w piecu ziemnym).

Prezentacja hangi, któe za chwilę zostanie skonsumowane. (Oryginalnie w wykopanym i wyścielonym liśćmi dole układano mięsko i warzywka, przykrywano liśćmi i zasypywano warstwą kamieni, na których rozpalano ognisko.  Dziś dół jest betonowy, żarcie w koszach i folii, tylko ognisko na wierzchu w miarę autentyczne)
Na tle "autentycznej" scenografii przedstawiającej stara wioskę odbywa się koncert i pokaz zwyczajów maoryskich, wszystko zrobione z lekkim przymrużeniem oka i całkiem sympatycznie
W ostatnich dziesięcioleciach dodano do tego jeszcze inne atrakcje: kolejka gondolowa na górkę Ngongataha, z której można później zjechać rodzajem bobsleja po betonowym torze; Agrodome - pokaz kunsztu farmerskiego, tresura psów pasterskich, strzyżenie owiec, pokaz różnych ras owiec i bydła. To tutaj, w Rotorua, wymyślono i opatentowano urządzenie zwane Zorb czyli olbrzymią plastikową kulę, w której można stoczyć się z górki. Kula jest przezroczysta, żeby oglądający mieli większy ubaw oglądając tego idiotę, który dał się w niej zamknąć, bo minę ma nietęgą już po pierwszym przekotłowaniu się w toczącej się kuli.

W Agrodome można zobaczyć wszystkie rasy owiec, pokazy psów pasterskich, strzyżenia owiec, pokarmić jagnięta butelką...

 






...a na koniec zrobić sobie pamiątkowe zdjęcia z gwiazdami pokazu

Nie będę wyliczał innych wymyślnych atrakcji, bo jest ich naprawdę co niemiara i codziennie dziesiątki autobusów pełnych spragnionych turystów zmierzają do tego zagłębia turystyki. Dodam tylko, że Rotorua leży nad jeziorem o tej samej nazwie i jest bramą do krainy wielu jezior w okolicy. To na te jeziora właśnie jeździmy na pstrągi, a w okolicznych lasach zbieramy grzyby.

Dom zdrojowy zwany Tudor Towers mieszczący główne baseny i łaźnie lecznicze
W Rotorua ma swą siedzibę główny Instytut Leśnictwa (Forestry Institute), który od dziesiątek lat zajmuje się badaniami różnych gatunków drzew. Tutaj przeprowadzano próby z drzewami z całego świata. Jednym z najpiękniejszych zakątków jest spory obszar obsadzony kanadyjskimi sekwojami (redwoods).


28 kwietnia 2013

Ninety Miles Beach

Leży po zachodniej stronie tego cieniutkiego cypla na północnym czubku kraju. Cieszy się opinią najdłuższej plaży w Nowej Zelandii. Prawdę mówiąc nie sprawdzałem tego, ale fakt jest faktem, że robi wrażenie mimo, że w Polsce mamy chyba dłuższe odcinki.

Początek Ninety Miles Beach
 Na południu rozpoczyna się przy miejscowości Ahipara. Tam też znajdują się dwa pierwsze wjazdy na nią, bo Ninety Miles Beach jest oficjalnie publiczną drogą.  Przed wjazdem, w Ahipara, stoi ostatni znak-tablica informująca, że plaża to droga jak każda inna i należy przestrzegać przepisów. Nie wiadomo właściwie których, bo ludzie i tak jeżdżą po niej jak chcą, mijają się dowolną stroną, prędkość rozwijają również dowolną, parkują gdzie popadnie. Na szczęście jest szeroko, więc już z daleka, decyzję, którą stroną się minąć, podejmuje się w sposób żeglarski tzn zdecydowanym obraniem kierunku przez jednego ze skiperów. Potem już tylko trzeba trzymać się kursu i już.

na liczniku 120km/h
Plaża wcale nie ma 90 mil tylko około 88 km. I tak nieźle. Na jej północnym końcu znajduje się Cape Reinga. Miejsce naprawdę niezwykłe, gdzie spotykają się dwa prądy morskie: jeden z Morza Tasmana, a drugi z Pacyfiku. Kipiel przed przylądkiem robi wrażenie i naprawdę warto się tam wybrać.

Tu spotykają się dwa żywioły, a dusze zmarłych Maorysów stąd odlatują do lądu pra-przodków. Na horyzoncie zaś  bezludne Wyspy Trzech Króli

Turyści, jak to turyści, robią sobie pamiątkowe zdjęcia

 Problem tylko taki, że jazda do Cape Reinga jest długa i monotonna, bardzo krętą drogą, rozpoczynającą się w Kaitaia. Jeżeli dysponujemy samochodem z napędem na cztery koła i układ pływów jest sprzyjający naprawdę warto pojechać plażą. Lepiej wybrać się podczas odpływu. Podczas przypływu też można, ale jest już wąsko, grząsko i tylko dla najlepszych maszyn 4WD. No i naprawdę taplamy się wtedy w słonej wodzie, a co to oznacza dla samochodu, wydechu, łożysk i elektroniki to chyba nie muszę wspominać.

na liczniku 0km/h - wysiadłem, żeby zrobić zdjęcie
Plażą pomkniemy ile fabryka dała, bo równiutka jak stół, i z pięknymi widokami (jak to na plaży), i dojedziemy do Cape Reinga nie w dwie godziny, a w jedną. To jednak pod warunkiem, że wytrzymamy psychicznie, żeby się parę razy nie zatrzymać i pocieszyć plażą,

a jest się czym cieszyć
  a na końcu, po wypłukaniu podwozia jadąc w górę Te Paki Stream nie zatrzymać się na chwilę przy niesamowitych wydmach.

Strumień Te Paki też robi za drogę - trzeba jechać środkiem, tam najtwardziej

przykro mi droga Łebo - nie ma porównania




tak się robi chiński teatrzyk cieni przy zachodzącym słońcu

a takie są tego efekty


a na koniec kto szybciej z górki na pazurki, można też wypożyczyć deskę i zjeżdżać z wydm na niej

 
Ach i jeszcze na koniec podziękowania dla Davida, którego kilka zdjęć wykorzystałem powyżej.