Taranaki leży tam, gdzie wiąże się sznurowadło nowozelandzkiego buta. Mam nadzieję, że wyrażam się jasno.
Stolicą regionu jest New Plymouth i pełno tu wokół nazw miejscowości czy dróg wprost z brytyjskiej macierzy. Jest Cardiff, York, Surrey, Hastings, Bedford, Derby i sporo innych. Nieopodal New Plymouth leży miasteczko Inglewood, w którym zamieszkała jedna z grup polskich osadników, przybyłych tu w XIX wieku. Zamieszkali oni wszyscy blisko siebie, na James St., którą lokalni zaczęli nazywać German St., bo nie rozróżniali języków, a nasza dzielna grupa przybyła tu z zaboru Pruskiego, z niemieckimi paszportami.
Nad tym wszystkim góruje piękny masyw wulkanu, który dawniej zwany był Mt Egmont, ale ostatnio wrócono do oryginalnej maoryskiej nazwy - Mt Taranaki.
Wulkan jest jak góra Fuji - bardzo równiutki i symetryczny. Z reguły zabielony śniegiem, a zimą można nawet pojeździć tam na nartach, choć pole narciarskie jest, co tu dużo gadać, dość spartańskie. Dwa orczyki i kubek herbaty. Tylko dla zapaleńców.
Taranaki to przedewszystkim obszar rolniczy - dziś głównie żyjący z produkcji mleka. Region pozostałoby na zawsze zielonym zadupiem Nowej Zelandii gdyby nie fakt, że na zachód od jego wybrzeży dowiercono się w latach siedemdziesiątych do dość przyzwoitych złóż gazu. Dziś ich eksploatacja już się pomału kończy, ale dzięki temu gazowemu Eldorado New Plymouth jest całkiem przyzwoitym miastem.
Charakterystycznym symbolem New Plymouth jest 40 metrowa, czerwona lampa na elastycznym maszcie, który wigina się na wietrze. Wygląda to bardzo oryginalnie i w dzień i w nocy. Plaże wokół raczej nie są warte uwagi. Od Morza Tasmana duje i faluje.
Najciekawiej jest jednak w parku narodowym, wokół stożka Mt Taranaki. Całe podnóże góry pokryte jest bardzo wilgotnym lasem deszczowym. Już na wjeździe widać oznaki wilgoci na asfalcie, który porasta drobny mech.
Im wyżej, tym więcej mchów i porostów zwieszających się jak pajęczyny z drzew. Pewnie pamiętacie te sceny z Lord of the Ring, gdy czarni jeźdźcy poszukują Hobbitów w lesie. Las wokół Mt Taranaki właśnie tak wygląda, choć nie wiem czy te sceny były kręcone tutaj.
Na granicy zieleni i kamieni wygląda to trochę jak kosodrzewina, ale to tylko złudzenie. Krzaki są wszystkie liściaste, choć jak widać zimozielone .
A jak spojrzeć wokół to widać trzy wulkany, tkwiące w środku wyspy, około 100km stąd: Mt Tongariro, Mt Ngaruohe i najwyższy Mt Ruapehu. Może pojedziemy tam niedługo na narty.
O Nowej Zelandii i wyspach Pacyfiku, realiach życia codziennego, kulturze, obyczajach i aktualnych wydarzeniach.
Szukaj na tym blogu
04 czerwca 2014
03 czerwca 2014
Zagubiony szlak Zapomnianego Świata
Zabiorę Was dziś w podróż do Zapomnianego Świata. State Highway 43 rozpoczyna swój bieg w Taumarunui, miasteczku położonym w centrum Północnej Wyspy.
To taki nowozelandzki odpowiednik Koluszek. Taumarunui znane jest z tego, że leży na skrzyżowaniu głównych linii kolejowych. Poza tym, nic tam nie ma. SH43 nosi nawet oficjalnie nazwę Forgotten World Highway, bo prowadzi przez tereny prawie zupełnie dziś niezamieszkałe, które jednak kiedyś tętniły życiem pionierów. Część z nich za wszelką cenę, próbowała się tam osiedlić, ale większość znalazła się tam w celu zbudowania drogi i linii kolejowej, które miały połączyć Taranaki (region wokół malowniczego wulkanu o tej samej nazwie), z centrum Północnej Wyspy.
Z każdym kilometrem coraz to mniej ludzi, i coraz to ciekawsze widoki.
Wybielałe na słońcu krzewy, które straciły liście na zimę.
Na początku SH 43 to w miarę przyzwoita droga asfaltowa. Dość szybko jednak przechodzi w coraz to węższą szutrówkę, prowadzącą, przez coraz to gęstszy las.
Widoki wokoło robią się coraz to bardziej niesamowite. Aż wreszcie dojeżdżamy do tunelu o wdzięcznej nazwie Hobbit's Hole. Inżynierowie z pewnością będą zachwyceni rozwiązaniami technicznymi
Tunel nie jest długi. Ma jakieś 250 metrów.
Po drugiej stronie rozpoczyna się inny kraj.
Mieszkańcy są bardzo gościnni i zapraszają do powiększania ludności Republiki Whangamomona. Nie wiem czy chodzi o osiedlanie się, czy może o inne metody zwiększania ich liczebności. Jest ich tam w tej chwili osiemnastka stałych mieszkańców. Wśród nich kilka kobiet - więc może jednak....?
Mają swoje własne godło.
Mają również własne paszporty.
Stolica Whangamomona wygląda okazale.
Dominującą budowlą jest widniejący w oddali hotel.
W hotelowym pubie obowiązkowo należy zatrzymać się na lunch (to trzon gospodarki Republiki Whangamomona) i lokalne piwo (bardzo dobre).
Lokalne czworonogi są również bardzo życzliwie nastawione do turystów.
Jest tu również stacja kolejowa. Niestety ostatni pociąg przejechał tędy w 2009 roku.
Jadąc dalej, w kierunku Taranaki, widoki stają się jeszcze piękniejsze.
Czasem widać Mt Ruapehu - najwyższy wulkan, w centrum Północnej Wyspy. To tam jeździliśmy na nartach.
Po kilkunastu kilometrach opuszczamy Republikę Whangamomona
A w oddali majaczy już przed nami stożek Mt Taranaki.
Jeszcze tylko kilka kilometrów i wjeżdżąmy do Stratford, jednego z wielu miasteczek regionu Taranaki, gdzie napotkać można wiele swojsko brzmiących angielskich brzmień.
O Taranaki następnym razem.
30 maja 2014
Szkaradek obskurny
Po maorysku Tuturiwhatu pukunui, po angielsku New Zealand dotterel, po łacinie Charadrius obscurus, a po polsku sieweczka jakaś tam, a po mojemu tak jak w tytule (prosto z łaciny przetłumaczone z wprawą).
"Pitaszek" to jak widać wielce sympatyczny. Uwielbia piaszczyste plaże naszych okolic. Ponieważ zostało ich na świecie tylko 1700 sztuk, więc staramy się je chronić jak się da. Oto kilka fotek z ulotki informacyjnej, przypominającej, by nie jeździć samochodami po wydmach, pilnować psów i ogólnie trzymać się z daleka od miejsc lęgowych szkaradka.
Szkaradek dorosły |
Szkaradek pisklaczek |
Pisklaczek z jajcem |
Subskrybuj:
Posty (Atom)