Szukaj na tym blogu

26 czerwca 2013

Hu-hu, ha, hu-hu, ha, nasza zima zła...

Odwrotnie niż na półkuli północnej noc świętojańska jest tutaj najdłuższą nocą w roku. To taki odpowiednik Bożego Narodzenia, czyli właściwego początku zimy. I faktycznie przyszła ona do nas jak w zegarku. Na Południowej Wyspie największe od dziesięcioleci opady śniegu. Faktycznie zasypało ich nieźle. W niektórych miejscach więcej niż metr. Narciarze się cieszą, ale farmerzy, którzy nie mają tu obór czy owczarni, mają lekki problem z dowożeniem biednym zwierzakom paszy i odkopywaniem ich z zasp. U nas na północy aż tak źle nie jest. W dzień mamy po 14 stopni, ale nocą dochodzimy do zera lub lekko poniżej. Szron i lód na trawie w zasadzie każdego ranka i ogrzewanie hula pełną mocą, bo budynki, jak wspominałem, są raczej przewiewne. Z zazdrością oglądamy w dziennikach czy gazetach zdjęcia z północnej półkuli, gdzie lato w pełni. No cóż, za sześć miesięcy karta się odwróci.

A u nas spore zmiany i stąd raczej lakoniczny wpis. Od poniedziałku Inka została Project Managerem na projekcie budowy kanalizacji i oczyszczalni w Matata. Wygrała konkurs na to stanowisko w cuglach (ja byłem odsunięty od procesu rekrutacji ze względu na powiązania rodzinne) i znowu, jak zwykle, pracujemy razem. Niestety oznacza to dla mnie koniec powrotów z pracy do pachnącego obiadkiem domu. Ineczka jest już z powrotem w swoim żywiole, robiąc powoli furorę swoim bieganiem po biurze. Sytuacja jest rozwojowa, bo to dopiero jej trzeci dzień.

Nardine ciągle w Auckland, bo wymiana alternatora wymagała dorobienia ramy mocującej i wstawienia nowych kół do paska klinowego, które dotarły dopiero wczoraj. Do piątku wszystko powinno być złożone do kupy tak, że w weekend jedziemy znowu do Auckland przetestować, czy wszystko działa jak należy. Niestety ani w ten, ani w następny weekend nie będziemy mogli jej przyprowadzić, bo mamy ważne imprezy towarzyskie. No ale za dwa tygodnie, jeśli pogoda dopisze, będziemy próbować. Trochę chłodno jak na żeglowanie, ale jakoś damy radę w kombinacji strojów żeglarsko-narciarskich.


Poza tym donoszę, że byłem w poprzednim tygodniu na konferencji w Dunedin  (tuż przed atakiem zimy). Dunedin to południowa stolica Szkocji. Taki szkocki odpowiednik polskiego Chicago. Co drugi mieszkaniec ma w nazwisku Mac.... i większość mówi ze szkockim akcentem. Wreszcie udało mi się pojeść trochę haggis i posłuchać do woli kobziarzy, którzy wygrywają z łatwością w konkursach ze swoimi kolegami ze szkockiej macierzy.



Zabudowa miasta też ma mocno szkocki charakter, ale niestety mam tylko kilka zdjęć, bo nie miałem zbyt wiele czasu na sesje fotograficzne. Dunedin jest bardzo silnym ośrodkiem akademickim (szczególnie znanym z najdzikszych imprez organizowanych przez studentów). Mimo wszystko University of Otago to jedna z najbardziej liczących się uczelni w Nowej Zelandii.



No cóż, poza tym ulepiliśmy wczoraj sporo moich ulubionych kołdunów, a kapusta kiszona pomału dojrzewa w porządnym, polskim kamiennym garnku. Będzie bigosik.

                   



3 komentarze:

  1. no i Krawczyki znow robia furore swoimi expertyzami. Skandal.

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluje Inka.Polska inteligencja gora.A taka zima to raczej "zimka", no i to lato...Jeszcze raz gratuluje i pozdrawiam , Janusz z Cork.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ineczko gratulujemy ! całe szczęście, że ukróciłaś te obiadki ... ADB

    OdpowiedzUsuń