Szukaj na tym blogu

20 września 2016

Odpowiedzi na pytania do redakcji

Nie było mnie tu przez chwilę dłuższą. Coś się w programie zmieniło, bo nie dostaję maili z notyfikacjami o komentarzach.

Tak więc redakcja odpowiada:

P: Czy to prawda, że w Warszawie rozdają samochody za darmo?
O: Prawda - tylko nie w Warszawie a w Moskwie, nie samochody a rowery i nie rozdają za darmo tylko kradną.

To było tak dla wprawy i przypomnienia starych dobrych historyjek z Radia Erewań.

A teraz już do rzeczy.

Buzi Joanno. Bardzo jesteś spotrzegawcza. Kot się faktycznie pojawił. A w zasadzie to Kićka. Kićka niestety już nie jest taka malutka jak na filmiku z posta "Załoga się powiększa". Kićka to teraz całe pięć kilo kota, który rządzi w buszu i ogrodzie i uwielbia asystować nam we wszelakich pracach polowych. Nie wie jeszcze, że tego lata będzie musiała się z powrotem nauczyć sikać do kuwety, bo wreszcie dostąpi niebywałego kociego szczęścia polegającego na udziale w trzytygodniowym (co najmniej) rejsie z nami do Bay of Islands. Na razie jeszcze nie musi nosić kamizelki ratunkowej i wygląda aktualnie tak:




Na szczęście lubi świeże rybki więc nie będziemy musieli specjalnie dla niej zapuszczać sobie na jachcie myszy. Jak się coś z wody wyciągnie to my mamy sashimi, a ona resztę. Bosko będzie.

Bartku anonimowy. Adres zgadłeś i potwierdziłem Ci z gmaila.

Zbyszki kochane. Ertkłejk był faktycznie spory. O naszej 4:30 rano. Normalnie gnilibyśmy jeszcze sobie smacznie w łóżeczku, ale akurat tego dnia wyjeżdżaliśmy raniutko do Auckland. Ja byłem  już w kuchni - przygotowując (uważaj Baśko) śniadanie dla Ineczki. Ineczka natomiast pod prysznicem. Jak zaczęło trzęść to ja SPOKOJNIE!!!!! udałem się w kierunku drzwi wejściowych - bo jakoś tak nieco dłużej i mocniej niż zwykle trzęsło. Ineczka natomiast, po niejakim namyśle i uzgodnieniu ze mną przez okno startegii podejścia do zagadnienia, wyleciała w końcu jak ją Bóg stworzył (no z sexy ręcznikem na biodrach) pod palmy przed domem (które nota bene huśtały się już całkiem całkiem). Parę rzeczy spadło z półek, ale ogólnie bez strat (tylko małe moralne u Ineczki). No a potem przez parę dni trzęsło co parę minut -  raz mocniej, raz słabiej. W magistracie jedyne małe zamieszanie było z wodą, bo nam kilka studni, z których czerpiemy wodę zmętniało od tej trzęsionki. Ale po chwili wszystko wróciło do normy. Więc spoko. (Czy tak się ciągle mówi w Ojczyźnie? Czy już jestem ałt of tacz?)

Więcej pytań się nie doliczyłem. Cieszcie się jesienią - my cieszymy się wiosną.

2 komentarze:

  1. "ałt of tacz?", ha ha ha, wreszcie zaskoczylam. kirby juz mnie nie informuje o trzesieniach ziemi u Was. Ja tez wyskakuje adrelinowo kiedy trzesie. Biedna Inka. A moze tylko trzeslo tym przygotowywaniem sniadania dla Ineczki ;)?

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszymy się, że jesteście zdrowi i że tak trzeźwo reagujecie na wstrząsy :-) Wstrząsy są nieuniknione, bywają konieczne i przydatne. Nasze tu, miejscowe "wstrząsy", są już nieznośne. Pieprzymy to, już wkrótce zapraszamy do Lizbony !!! Yee Haa !!! :-)))

    OdpowiedzUsuń