Wylecieliśmy z Auckland o 10-tej rano w sobotę, a wylądowaliśmy o 14-tej w piątek. To było fajne. Byliśmy o dzień młodsi. Zawsze się zastanawiałem czy szybkie latanie wokół ziemi na wschód może odmłodzić. No i proszę - mamy czarno na białym potwierdzone, że może.
Gorzej było w powrotnej drodze, bo wylecieliśmy z Niue o 14-tej w piątek a wylądowaliśmy w Auckland o 17-tej w sobotę. Nie dość, że byliśmy znów o dzień starsi to jeszcze głodni jak psy, bo od południa w piątek do popołudnia w sobotę nic nie jedliśmy. Na szczęście w domu czekały na nas dwie dobre dusze, które nas dobrze nakarmiły. Wniosek: latanie na wschód odmładza, a od latania na zachód się tyje.
Niue to kraj stowarzyszony z Nową Zelandią (na przykład używa się tam naszej waluty), ale ponieważ wszyscy są tam o dzień młodsi, więc życie jest tam jeszcze weselsze niż u nas. Cieplutko, wszystko samo rośnie, papaje same spadają z drzew do rąk. Ryby pluskają w oceanie. Wieloryby karmią młode. Kury i koguty łażą po całej wyspie i wydaje się, że nikt im jajek nie podbiera ani nie próbuje im łbów ucinać. W sklepie natomiast mrożone kurczaki i jajka z Nowej Zelandii. Raj - przynajmniej dla drobiu.
W wapiennych, koralowych skałach co i rusz jakieś śliczne miejsca |
Na wschodnim wybrzeżu (nawietrznym) jest groźnie |
Groty i jaskinie wzdłuż całego wybrzeża |
Jest na wyspie około sześciu knajp. Najlepsza jest Kai Ika (czyli Rybne Żarcie), którą prowadzą wspólnicy Avi Rubin i Taiichi Fox. Jak się domyślacie Avi Rubin jest "nasz". Rodem ze Stanisławowa (pamięta ciągle jeszcze jak jego babacia mówiła mu "pocałuj mnie w dupę") ale urodzony już oczywiście w Tel Avivie. Avi prowadzi interes eksportujący ryby z Niue do Japoni i jest ożeniony z miejscową kobitką. Jego partner Taiichi jest rodowitym Japończykiem i robi zupełnie przyzwoite sushi, sashimi, smaży tempurę i umie też robić przyzwoitą nowojorską pizzę. (Avi na koszt firmy uraczył nas pizzą jego przepisu - papaja, ryba i chili - całkiem, całkiem). Avi, który oczywiście w Izraelu tylko się urodził szybko wybrał wolność w USA i opowiadał nam o jego dobrym przyjacielu z Nowego Jorku niejakim Jerzym Kosińskim. Jaki ten świat mały. Opowiadał nam też o jedynym Polaku, który dobrych już parę lat temu pomieszkiwał na Niue. Historia to raczej smutna. Facet był oddanym Świadkiem Jechowy, ale przy okazji również gejem. Dochował się jakimś cudem syna, ale tenże wziął się i powiesił. Zrozpaczony tato wyjechał w końcu do Nowej Zelandii szukać szczęścia w gejowskich kręgach, ale słabo jak widać trafił i został w końcu tam zamordowany (pewnie przez tych co gejów nie lubią). Ot ludzkie perypetie.
Żarcie w Kai Ika było na tyle wyśmienite, że byliśmy tam aż trzy razy. W innych knajpach mniej, ale wszędzie było wesoło i tropikalnie. Bardzo blisko atmosfery o jakiej zawsze marzyłem - klubu jazzowego w Yacht Clubie na Pago Pago. A do Pago Pago z Niue to już tylko rzut kamieniem.
a moze wcale nie lataliscie ani na zachod ani wschod tylko gdzies w gore, bo to wszystko kosmicznie piekne. kiedy zaczniesz pisac ksiazke? jestes slowo daje swietny na zlosc Eismondce. A dla Twoich czytelnikow dostawca kupy smiechu i kilku lez, ale i tez slinotoku. Ide do kuchni po Twoich opowiesciach.
OdpowiedzUsuńWOW
OdpowiedzUsuńSuper,milo ze znow piszecie .
Poczulem jakbym tam byl .DZIEKUJE
Serdecznie pozdrawiaw J.B.
COS FAJNEGO...https://www.facebook.com/pg/yachtnet/photos/?tab=album&album_id=10155117057131992
OdpowiedzUsuńPOZDRAWIAM WAS.