Hej, jeśli ktoś to jeszcze czyta (a statystyka pokazuje, że moje milczenie wcale na poczytność tych wypocin nie wpłynęło) to proszę o wybaczenie. "Wena mnie całkowicie odeszła" po tych wszystkich zawieruchach politycznych na świecie. U nas w NZ co prawda wszystko po staremu i żadni idioci do władzy nie są dopuszczani, no ale ten blog w końcu po polsku, czyli dla rodaków. No a co się dzieje w Polsce to wszyscy wiemy. Co w reszcie świata się dzieje to też wiemy. Wena mnie odeszła bo o czym bym nie chciał napisać to mi się od razu polityczne komentarze na klawiaturę pchały, a nigdy nie chciałem aby ten blog zrobił się polityczny. Więc musiałem sobie odpuścić i się zresetować.
Zajął ten reset ponad pół roku ale myślę, że wracam pomału do stanu solidnego stoicyzmu, który pozwoli na to by dzielić się dalej z Wami rzeczami, które są proste i oczywiste tak jak plaża w Mt Manganui w piękny listopadowy (czyli wiosenny) dzień.
A jak jest dobra fala to jest co robić.
Ot takie małe nowozelandzkie rozrywki...
Surfing jest ciągle popularny, choć w porównaniu z dawnymi czasy (lata 70-80-te) to tylko cień dawnej świetności. Jak się bliżej przyjżeć to sporo tych surferów na filmie to panowie w moim wieku. Młodzieży już takie rzeczy nie bawią. Strasznie trudno jest surfować ze smyrofonem w ręku no a przecież ani na moment nie można zejść z fejsbuka czy instagramu.
A u nas w Ohope jak dobrze wieje to plaża cała zasnuta mgiełką z rozbijających się fal.
Inka bardzo lubi łazić po plaży. A ja na razie kończę tę niemrawą próbę powrotu do bloga. Nazbierało się tematów w czasie tych paru miesięcy, ale nie ma się co śpieszyć. Czuwaj.
No, ja czytam. Jak jest co czytać :-P
OdpowiedzUsuńAle dobrze, że żyjecie.
Skądinąd jestem świeżo po "lekturze" "Hunt for the Wilderpeople", więc ładnie się zbiegł Twój powrót na blog.
P.
cudownie malujesz obiektywem, i jak zwykle snujesz zyciowe watki fascnujaco. wiecej!!!!
OdpowiedzUsuń