Na południowym krańcu Hawkes Bay usadowiły się dwa satelitarne miasta - Napier i Hastings. Ich centra leżą ok 30km od siebie, ale z czasem zrosły się niemal w jeden organizm. Coś jak nasze Trójmiasto. Aktualnie są juz poważne plany, żeby je oficjalnie połączyć.
Napier to miasto portowe, leżące nad morzem, z ciekawą, czarną, żwirową plażą. Kilometry płaskich kamyczków - idealnych do puszczania kaczek na wodzie. Nad miastem góruje wzgórze oblepione starymi domkami. U jego stóp spory port, mariny i całkiem sympatyczne stare nabrzeża zagospodarowane dziś knajpami i klubami wszelakiej maści.
Napier to kolejny dowód na to, że wojny i inne nieszczęścia są motorem postępu. Kiedy cały świat borykał się z wielką depresją, przed południem 3 lutego 1931 roku, miasto zostało zniszczone przez silne trzęsienie ziemi. Dwie i pół minuty i dwa potężne wstrząsy, wystarczyły, żeby sporo budynków posypało się w gruzy, a pozostała większość zabudowy drewnianej spłonęła do wieczora na skutek dwóch wznieconch pożarów, których z braku wody nie było jak ugasić. W samym mieście zginęły 162 osoby, a w sumie ok 250. Było to najpoważniejsze trzesienie ziemi w Nowej Zelandii aż do ostatniego trzęsienia w Christchurch sprzed trzech lat.
No i nagle, mimo depresji, jak w zniszczonej Warszawie, rozpoczęła się odbudowa. Ponieważ były to lata rozkwitu art deco, więc większość budynków odbudowano w tym stylu.
Dzięki temu Napier jest dziś chyba nawet światową stolicą stylu art deco i trzeba przyznać potrafi to wykorzystać. Miasto leży z dala od głównych turystycznych tras, a jednak sława art deco przyciąga tu sporo zwiedzających.
W całym mieście przewija się nutka art deco - w rzeżbach ulicznych, tablicach z nazwami ulic, starych samochodach oferujących przejażdżki ze stylowo ubranymi szoferami. Pod koniec lata odbywa się tutaj festival art deco, podczas którego celebruje się wszystko z tamtej epoki - od strojów po charlestona. Jeśli dodać do tego fakt, że Napier i Hastings otoczone są winnicami produkującymi sławne w świecie wina z Hawkes Bay to przepis na dobrą zabawę gotowy.
Hastings na szczęście (czy nieszczęście?) wyszło z trzęsienia ziemi bez większego szwanku. No i do dziś wygląda po staremu. Położone jest mniej ciekawie, bo na zupełnie płaskim terenie. Opinia panuje tu taka, że Napier to owszem ładne i ciekawe, ale Hastings nudne i mało atrakcyjne. Pojechalismy jednak sprawdzić i sami zobaczcie co wymyślono by ratować oblicze miasta. Kwiaty, kwiaty i jeszcze raz kwiaty.
Kupujcie wina z Hawkes Bay. Pycha.
No i nagle, mimo depresji, jak w zniszczonej Warszawie, rozpoczęła się odbudowa. Ponieważ były to lata rozkwitu art deco, więc większość budynków odbudowano w tym stylu.
Dzięki temu Napier jest dziś chyba nawet światową stolicą stylu art deco i trzeba przyznać potrafi to wykorzystać. Miasto leży z dala od głównych turystycznych tras, a jednak sława art deco przyciąga tu sporo zwiedzających.
W całym mieście przewija się nutka art deco - w rzeżbach ulicznych, tablicach z nazwami ulic, starych samochodach oferujących przejażdżki ze stylowo ubranymi szoferami. Pod koniec lata odbywa się tutaj festival art deco, podczas którego celebruje się wszystko z tamtej epoki - od strojów po charlestona. Jeśli dodać do tego fakt, że Napier i Hastings otoczone są winnicami produkującymi sławne w świecie wina z Hawkes Bay to przepis na dobrą zabawę gotowy.
Hastings na szczęście (czy nieszczęście?) wyszło z trzęsienia ziemi bez większego szwanku. No i do dziś wygląda po staremu. Położone jest mniej ciekawie, bo na zupełnie płaskim terenie. Opinia panuje tu taka, że Napier to owszem ładne i ciekawe, ale Hastings nudne i mało atrakcyjne. Pojechalismy jednak sprawdzić i sami zobaczcie co wymyślono by ratować oblicze miasta. Kwiaty, kwiaty i jeszcze raz kwiaty.
Kupujcie wina z Hawkes Bay. Pycha.