Ciężko zebrać się do pisania w tych trudnych dniach. Miało być tak pięknie, a jest tak smutno. No ale cóż - stało się. The old mug pozostanie w rękach Larry'iego Ellisona. Po niesamowitej serii sukcesów Teamu NZ w pierwszych wyścigach regat Team Oracle poprosił o chwilę przerwy, poprawił łódkę, zebrał się w sobie i wygrał wszystkie pozostałe wyścigi. Z biegiem czasu, z każdym następnym przegranym wyścigiem, początkowa euforia nowozelandczyków, powoli przycichała aż w końcu przerodziła się w zbiorowe obgryzanie paznokci. Przez osiem zagrań mieliśmy piłkę meczową i każdą przegraliśmy. Tragedia. Porażka. Totalny paraliż.
Nie chciało mi się nawet o tym pisać, bo mimo, że regatowcem nie jestem, to jednak i mnie mdli na myśl o tym. Dziś, po dwóch dniach od tej sromotnej porażki doszedłem do wniosku, że jednak jest o czym pisać. O różnicy mentalności i o tym jak nowozelandczycy potrafią radzić sobie z taką klęską.
Otóż wyobraźcie sobie, że od początku złej passy aż do dziś, żaden dziennikarz, polityk ani nikt ze znajomych nie powiedział choćby jednego, złego słowa o naszym zespole. Nikt nie postawił pytania: a kto za to odpowiada? Nikt nikogo o nic nie oskarżył. Wszyscy teraz myślą tylko, jak pocieszyć naszych chłopców, jak ich powitać z powrotem w kraju, by się źle nie czuli. Jedyne refleksje jakie zaczynają się pojawiać w prasie, to tylko na temat, czy uda się zespół utrzymać w kupie, skąd wziąć pieniądze na następny America Cup i czy czasem nie uda się powstrzymać od odejścia Rod'a Daltona, szefa naszego zespołu, który zapowiedział, że już ma dość.
Niewyobrażalne. W europejskich, a już szczególnie polskich standardach to się nie mieści. Jak to? Nikogo nie wywalimy? Nikogo nie ukaramy? Na nikogo nie naślemy kontroli? Będziemy ich klepać po plecach za porażkę? No, w życiu! Każdy szanujący się pismak tarzałby się w tej padlinie do upadłego.
Tutaj - totalna jedność narodowa. Komentarze mówią po prostu, że przegraliśmy z finansową potęgą Larry'iego, który wart jest więcej niż cała Nowa Zelandia, i którego stać na zbudowanie każdej zabawki jaką sobie wymarzy. Mimo wszystko jednak przyznaje się, że to, jak zespołowi Oracle udało się odrobić wszystkie straty i obronić puchar zasługuje na olbrzymie uznanie. I fakt. Czapki z głów.
Mam tylko nadzieję, że za cztery lata to będą znowu Kiwis, którzy przymierzą się do wyrwania Larry'iemu jego kubka. Życie tymczasem powoli wraca do normy.
O Nowej Zelandii i wyspach Pacyfiku, realiach życia codziennego, kulturze, obyczajach i aktualnych wydarzeniach.
Szukaj na tym blogu
27 września 2013
16 września 2013
Madame Nardine
Dzięki temu, że pokazuję się tam co najmniej raz w tygodniu, bractwo ptasie zrozumiało, że żartów jednak nie ma i już się odzwyczaiło od obsrywania Nardine.
Muszę wreszcie zakończyć te wszystkie projekty, bo wiosna już powoli nadchodzi i żeglowanie czas zacząć.
Bring the old mug home, boys!!!!
Niewiele rzeczy cieszy Kiwis bardziej niż zwycięstwa sportowe. Kiedy odbywa się jakieś większe wydarzenie sportowe ulice pustoszeją i życie zamiera. Z reguły chodzi o mecze rugby z różnymi odwiecznymi rywalami (nie ma ich zbyt wielu, bo rugby to dosyć zamknięty klub obejmujący właściwie tylko Wyspy Brytyjskie, Francję, RPA, Australię i Nową Zelandię a w porywach dołączają do nich Japonia i Rumunia - reszta się nie liczy). W sobotę wieczorem All Blacks (ci od sławnej haki), czyli narodowa drużyna Nowej Zelandii gościli u siebie Springboks, czyli narodową drużynę RPA. Krew lała się strumieniami, Francuski sędzia o mało nie pożegnał się z życiem, jatki były straszne, ale All Blacks wygrali. Uff.
W niedzielę rano trochę skacowani Kiwis zasiedli przed telewizorami, bo w San Francisco, pomiędzy Golden Gate a Alcatraz, Team New Zealand miał kontynuować niszczenie Teamu Oracle. Jak do tej pory wynik był 6:-1. Minus po stronie amerykańskiej wziął się z tego, że Oracle przyłapany został na oszukiwaniu w wyścigach kwalifikacyjnych i za karę miał rozpocząć nie od zera a od minus dwóch punktów. W siedmiu wyścigach Kiwis wygrali sześć razy, a Amerykanie raz. Wyglądało na to, że niszczenie trwać będzie nadal, bo katamaran Oracle był jak dotąd wolniejszy i coś im po prostu nie szło. No a poza tym, ich skipperem jest Australijczyk, więc jest dodatkowa frajda z dołożenia im.
Aż tu nagle okazało się, że Amerykanie zebrali łódkę i siebie do kupy i rozpoczął się bardzo dramatyczny wyścig. Start wygrali Kiwis, ale później widać było, że Amerykanie byli wyraźnie szybsi. Próbując ratować sytuację, Kiwis - ciągle jeszcze na prowadzeniu - zdecydowali się na szybki zwrot przez sztag, by zablokować Oracle. To, co stało się wtedy było na pewno przyczyną paru zawałów w NZ, a wyglądało tak:
http://www.youtube.com/watch?v=xvab4IKr8fM
Zawałów byłoby pewnie jeszcze więcej gdyby nie ten kac po wieczornym dołożeniu Springbokom, który wielu uratował życie, bo po prostu zaspali.
No, a dziś rano, kiedy miały odbywać się dwa kolejne wyścigi to już nikt nie pracował, tylko wszyscy tkwili przed telewizorami. Kiwis przegrali pierwszy wyścig i miny były markotne, ale kolejny wyścig jest już dziś oceniany jako najlepszy wyścig w całej historii Pucharu Ameryki. Jak ktoś ma sporo czasu to można rzucić okiem tutaj (wyścig nr 10):
http://www.youtube.com/watch?v=sN8ykSNoanI
No i na dziś wynik jest 7:1, choć tak na prawdę 7:3 tyle, że Amerykanie mają zabrane 2 punkty karne. Ponieważ wyścigów ma być w sumie 17 więc Kiwis potrzebują już tylko jedno zwycięstwo by przywieźć ten "stary kubek" z powrotem do Nowej Zelandii. Amerykanie, by go zatrzymać musieliby wygrać teraz wszystkie, pozostałe 7 wyścigów. Jeśli tylko Kiwis skutecznie nie przewrócą łódki to wydaje się, że kubek jest nasz.
Jak na właściciela 12 tonowej, betonowej krypy strasznie się tym podniecam, prawda?
W niedzielę rano trochę skacowani Kiwis zasiedli przed telewizorami, bo w San Francisco, pomiędzy Golden Gate a Alcatraz, Team New Zealand miał kontynuować niszczenie Teamu Oracle. Jak do tej pory wynik był 6:-1. Minus po stronie amerykańskiej wziął się z tego, że Oracle przyłapany został na oszukiwaniu w wyścigach kwalifikacyjnych i za karę miał rozpocząć nie od zera a od minus dwóch punktów. W siedmiu wyścigach Kiwis wygrali sześć razy, a Amerykanie raz. Wyglądało na to, że niszczenie trwać będzie nadal, bo katamaran Oracle był jak dotąd wolniejszy i coś im po prostu nie szło. No a poza tym, ich skipperem jest Australijczyk, więc jest dodatkowa frajda z dołożenia im.
Aż tu nagle okazało się, że Amerykanie zebrali łódkę i siebie do kupy i rozpoczął się bardzo dramatyczny wyścig. Start wygrali Kiwis, ale później widać było, że Amerykanie byli wyraźnie szybsi. Próbując ratować sytuację, Kiwis - ciągle jeszcze na prowadzeniu - zdecydowali się na szybki zwrot przez sztag, by zablokować Oracle. To, co stało się wtedy było na pewno przyczyną paru zawałów w NZ, a wyglądało tak:
http://www.youtube.com/watch?v=xvab4IKr8fM
Zawałów byłoby pewnie jeszcze więcej gdyby nie ten kac po wieczornym dołożeniu Springbokom, który wielu uratował życie, bo po prostu zaspali.
No, a dziś rano, kiedy miały odbywać się dwa kolejne wyścigi to już nikt nie pracował, tylko wszyscy tkwili przed telewizorami. Kiwis przegrali pierwszy wyścig i miny były markotne, ale kolejny wyścig jest już dziś oceniany jako najlepszy wyścig w całej historii Pucharu Ameryki. Jak ktoś ma sporo czasu to można rzucić okiem tutaj (wyścig nr 10):
http://www.youtube.com/watch?v=sN8ykSNoanI
No i na dziś wynik jest 7:1, choć tak na prawdę 7:3 tyle, że Amerykanie mają zabrane 2 punkty karne. Ponieważ wyścigów ma być w sumie 17 więc Kiwis potrzebują już tylko jedno zwycięstwo by przywieźć ten "stary kubek" z powrotem do Nowej Zelandii. Amerykanie, by go zatrzymać musieliby wygrać teraz wszystkie, pozostałe 7 wyścigów. Jeśli tylko Kiwis skutecznie nie przewrócą łódki to wydaje się, że kubek jest nasz.
Jak na właściciela 12 tonowej, betonowej krypy strasznie się tym podniecam, prawda?
Subskrybuj:
Posty (Atom)