Niewiele rzeczy cieszy Kiwis bardziej niż zwycięstwa sportowe. Kiedy odbywa się jakieś większe wydarzenie sportowe ulice pustoszeją i życie zamiera. Z reguły chodzi o mecze rugby z różnymi odwiecznymi rywalami (nie ma ich zbyt wielu, bo rugby to dosyć zamknięty klub obejmujący właściwie tylko Wyspy Brytyjskie, Francję, RPA, Australię i Nową Zelandię a w porywach dołączają do nich Japonia i Rumunia - reszta się nie liczy). W sobotę wieczorem All Blacks (ci od sławnej haki), czyli narodowa drużyna Nowej Zelandii gościli u siebie Springboks, czyli narodową drużynę RPA. Krew lała się strumieniami, Francuski sędzia o mało nie pożegnał się z życiem, jatki były straszne, ale All Blacks wygrali. Uff.
W niedzielę rano trochę skacowani Kiwis zasiedli przed telewizorami, bo w San Francisco, pomiędzy Golden Gate a Alcatraz, Team New Zealand miał kontynuować niszczenie Teamu Oracle. Jak do tej pory wynik był 6:-1. Minus po stronie amerykańskiej wziął się z tego, że Oracle przyłapany został na oszukiwaniu w wyścigach kwalifikacyjnych i za karę miał rozpocząć nie od zera a od minus dwóch punktów. W siedmiu wyścigach Kiwis wygrali sześć razy, a Amerykanie raz. Wyglądało na to, że niszczenie trwać będzie nadal, bo katamaran Oracle był jak dotąd wolniejszy i coś im po prostu nie szło. No a poza tym, ich skipperem jest Australijczyk, więc jest dodatkowa frajda z dołożenia im.
Aż tu nagle okazało się, że Amerykanie zebrali łódkę i siebie do kupy i rozpoczął się bardzo dramatyczny wyścig. Start wygrali Kiwis, ale później widać było, że Amerykanie byli wyraźnie szybsi. Próbując ratować sytuację, Kiwis - ciągle jeszcze na prowadzeniu - zdecydowali się na szybki zwrot przez sztag, by zablokować Oracle. To, co stało się wtedy było na pewno przyczyną paru zawałów w NZ, a wyglądało tak:
http://www.youtube.com/watch?v=xvab4IKr8fM
Zawałów byłoby pewnie jeszcze więcej gdyby nie ten kac po wieczornym dołożeniu Springbokom, który wielu uratował życie, bo po prostu zaspali.
No, a dziś rano, kiedy miały odbywać się dwa kolejne wyścigi to już nikt nie pracował, tylko wszyscy tkwili przed telewizorami. Kiwis przegrali pierwszy wyścig i miny były markotne, ale kolejny wyścig jest już dziś oceniany jako najlepszy wyścig w całej historii Pucharu Ameryki. Jak ktoś ma sporo czasu to można rzucić okiem tutaj (wyścig nr 10):
http://www.youtube.com/watch?v=sN8ykSNoanI
No i na dziś wynik jest 7:1, choć tak na prawdę 7:3 tyle, że Amerykanie mają zabrane 2 punkty karne. Ponieważ wyścigów ma być w sumie 17 więc Kiwis potrzebują już tylko jedno zwycięstwo by przywieźć ten "stary kubek" z powrotem do Nowej Zelandii. Amerykanie, by go zatrzymać musieliby wygrać teraz wszystkie, pozostałe 7 wyścigów. Jeśli tylko Kiwis skutecznie nie przewrócą łódki to wydaje się, że kubek jest nasz.
Jak na właściciela 12 tonowej, betonowej krypy strasznie się tym podniecam, prawda?
Teoretycznie niemożliwe stało sie możliwym. Jankesi zrobili to 7 razy z rzędu. To powinienem się chyba cieszyć. Nasi (północnopółkulowi) dokopali im. Ale jakoś tak moja sympatia do akurat tej zbieraniny ludzkiej jest niska.
OdpowiedzUsuńPoTomek Zalasem
No tak, w Nowej Zelandii w zasadzie nikt od tygodnia nie pracowal tylko wszyscy tkwili przed telewizorami niedowierzajac temu co sie dzialo pod Alcatraz. To juz drugi dzien jak cala nacja jest w zasadzie sparalizowana. Jankesi zrobili to 8 razy z rzedu bo mylilem sie w swojej interpretacji przepisow. Jedynym pocieszeniem jest to, ze to glownie nowozelandzcy konstruktorzy pomogli Oracle szybko pozbierac ich lodke do kupy, jak tez, ze w amerykanskiej druzynie prawie co drugi to Kiwi. No, ale to nie zmienia faktu, ze Kiwi przegrali a Jankesi przejda do historii jako najwspanialszy come back w dziejach sportu.
Usuń