Szukaj na tym blogu

18 lipca 2014

Western Party


Co pół roku nasz magistracki Social Club organizuje imprezę. Pamiętacie moją ogoloną gębę z poprzedniej imprezy? Tym razem było westernowo. Starsi państwo jak zwykle brylowali wśród młodzieży. Jak widać jakiś taki już nasz los, że zawsze z młodszymi. No bo przecież ze starymi ramolami nie będziemy się zadawać :-) Kilka fotek aby oddać nastrój.


A moja ogolona gęba na plakacie z prawej


Ineczka ze swoim aktualnym zespołem


Weterani parkietu


09 lipca 2014

Tajemnice Russell wyjaśnione

Pamiętacie to zdjęcie zrobione w Russell, w Bay of Islands? Patrz post "Tajemnicze Russell".



Otóż chyba udało mi się wyjaśnić tajemnicę skąd w Russell, w małej pizzerii, wzięły się te bardzo "gustowne i praktyczne" krzesełka. Być może nawet, że wyjaśnień jest wiele, ale ja znam na razie jedno. Nazywa się ono Skazka. Skazka czyli po rosyjsku Bajka. Skazka to sklep w Auckland mający w podtytule European Delicatessen. Prowadzony jest przez rosyjskich, jak mniemam właścicieli, i specjalizuje się w różnych produktach żywnościowych z szeroko pojętego obszaru pomiędzy Warszawą i Moskwą. Kiedyś znajomi zaskoczyli nas przywożąc nam z Auckland paczkę Michałków właśnie ze Skazki, która również jest sklepem internetowym. Jeśli chcecie się nieco pośmiać to zapraszam na www.skazka.co.nz . Przedziwny asortyment. Kto i po co miałby kupować tu polskie zupki w proszku? No ale jak widać ktoś kupuje.

Przypomniałem sobie o Skazce niedawno, gdy do pewnej wyszukanej potrawy potrzebowałem trochę kawioru lub czegoś kawioro-podobnego. W Whakatane jakoś nigdzie nie mogłem nic takiego znaleźć. No więc "dawaj na Skazku". Jak już kupowałem słoiczek kawioru to zdecydowałem, że kupię jeszcze parę rzeczy. Podczas imprez często oczywiście pada sakramentalne pytanie "a jakie piwo tam macie w tej Polsce". Weź im tu wytłumacz jakie. Doszedłem więc do wniosku, że ściągnę ze Skazki parę buteleczek. Jak zapytają to dam im się napić. No i oto co dziś kurierem dotarło.


I sprawa Russell się wyjaśniła. Podejrzewam, że Skazka była cała szczęśliwa, że zamówiłem pełne 20 buteleczek. Mogli się dzięki temu pozbyć skrzyneczki, która pewnie skończyłaby na aucklandzkim wysypisku śmieci. Jeszcze parę takich zamówień i będę mógł sobie też na tarasie zrobić takie gustowne krzesełka.....


29 czerwca 2014

Nadążanie za zmieniającymi się czasami

Mam ostatnio jakieś takie filozoficzne przemyślenia na temat tego, że coraz to trudniej nadążyć za światem biegnącym naokoło. Świat na pewno zwariował, no bo inna odpowiedź na moje obserwacje mogłaby być tylko, że ja się starzeję - no a przecież to jest absolutna nieprawda!

Niedawno, odbyła się spora konferencja - forum ekonomiczne w Sydney. Na wszelki wypadek nie pojechałem, bo szczerze mówiąc nie lubię facetów i dam w krawatach. Marty pojechał i przywiózł główne przesłanie ze szczytu. Świat już na nikogo nie czeka. Świat pędzi przed siebie. Wszystko musi być "instant". Wszystko, co zabiera więcej czasu niż wpis na Twitterze jest już passe. Cyfrowy świat, jaki stworzyliśmy naokoło, aby nam ułatwiał życie, bawił i uczył jest w ofensywie. Jeżeli sami nie zaczniemy działać równie szybko i na setkach działań/obliczeń równocześnie trzeba będzie się zawiesić (znaczy powiesić).

No dobra, ująłem się więc ambicją i doszedłem do wniosku, że spróbuję wyjść poza bloggera i dołączyć do tego wariactwa. Odkopałem więc swoje konto na Facebooku, które kiedyś tam założyłem na chwilę, tylko po to, żeby przeczytać coś o ówczesnych wydarzeniach w teatrze, w Honiarze, a co było tylko na Facebooku.

Podjąłem nieśmiałą próbę zalogowania się do tego konta. O dziwo, moje ulubione hasło zadziałało i nagle znalazłem się na swoim koncie, na Facebooku. No i się zaczęło.  Zanim udało mi się rozszyfrować "user friendly interface" spadła na mnie lawina pytań, opcji i ponagleń. Zaraz za nią rozpoczął się przemarsz setek ludzi, których być może znam i może bym się chciał z nimi zaprzyjaźnić. Niektóre laski nawet całkiem, całkiem. Może bym i chciał poznać, ale kurde nie aż tyle na raz!!!. Wybrałem siedem osób, które w tym szale rozpoznałem i wysłałem im zaproszenie. W zasadzie wszystkie natychmiast potwierdziły, że tylko na to czekały. Rozpoczęły się nieśmiałe kontakty. Nie mam pojęcia czy cały świat je widzi, czy nie. Mam ustawioną "prywatność" na friends only, ale niemal natychmiast nadleciała fala zgłoszeń od "friends of my friends". Matko - to było tylko siedem osób! Niektóre z tych siedmiu okazuje się mają po trzystu friends. Za chwilę zaprzyjaźnię się z całym światem! A potem co? Mam ich zaprosić na imprezę czy tylko opowiadać co zjadłem dziś rano na śniadanie? I skąd ta sraczka?

Nieopatrznie, jak debil, odpowiedziałem na pytanie jaką lubię muzykę. No i pasztet. Następnym razem, jak z lekkim strachem otworzyłem Facebooka, przed moimi oczami przewinęło się trzysta czterdzieści tysięcy stron o muzyce i muzykach bardziej lub mniej związanych z rodzajem muzyki, jaki wymieniłem. I co? Mam teraz te trzysta czterdzieści tysięcy stron studiować? Że może coś tam dla siebie jeszcze znajdę? Jak to dobrze, że nie napisałem nic o książkach, filmach czy telewizji. To by dopiero było. Może ktoś mi wyjaśni jak zatrzymać to badziewie? Mój mózg nie przyswaja więcej niż kilka stron na raz.

No dobra, wytrzymam jeszcze parę dni i pomacam to to jeszcze trochę. Na razie mam wrażenie, że w tym pociągu za tłoczno jak dla mnie, ale może jakoś się oswoję.

A tymczasem donoszę, że Muttonbirds wróciły z Australii. Zajęły zaszczytne drugie miejsce. Moje zdanie jest takie, że australijscy sędziowie nie mogli dopuścić, by trofeum po raz trzeci z rzędu wyjechało do Nowej Zelandii. Muttonbirds przegrały więc o pół punktu, ale jest faktem, że są drugim najlepszym zespołem na ok 110 uczestniczących.