Szukaj na tym blogu

28 listopada 2012

Hobbit i Rotoma



Dziś Wellington wygląda jak Cannes podczas festiwalu filmowego. Czerwone dywany, tłumy, kamery i flesze. Dziś wielki dzień dla Nowej Zelandii - światowa premiera Hobbit'a. Telewizja transmituje ten festyn od rana. Reportaże z planu, wywiady z różnymi członkami ekipy, pokazy kostiumów i rekwizytów. Znani prezenterzy ucharakteryzowani jako elfy i inne takie. Właśnie zakończyliśmy oglądanie sprawozdania w telewizji z przemówieniem premiera i ogólnym obściskiwaniem się przez ekipę. Gala na całego, ale tak po Kiwisku, na luzie, bez Amerykańskiej pompy.

Nie chcę ryzykować łamania praw autorskich więc załączę tylko link do strony lokalnej gazety, który pewnie przez chwilę będzie działał.

http://www.stuff.co.nz/dominion-post/culture/8010962/The-Hobbit-premiere-red-carpet-draws-1000s

Tolkienowska  trylogia (na razie) na prawdę zwróciła na Nową Zelandię uwagę całego świata . Podobno co czwarty turysta pojawiający się tutaj twierdzi, że jednym z głównych powodów zdecydowania się na wakacje w NZ były poprzednie trzy produkcje Petera Jacksona. Pewnie są trochę rozczarowani brakiem tych wszystkich wież i zamczysk Mordoru, ale jednak krajobrazy pojawiające się w filmach faktycznie są do znalezienia.

Juz od pewnego czasu wybieramy się zwiedzić Hobbiton - makietę miasteczka Hobbitów zbudowaną w przepięknej okolicy po drodze do Auckland. Poprzednie podejście (w powrotnej drodze z konferencji w Auckland) nie udało się, bo akurat lało. Za kilka dni jedziemy znów do Auckland, to może tym razem się uda, choć pewnie po dzisiejszej premierze będą tam tłumy.

W międzyczasie rozpoczęliśmy penetrowanie okolicznych jezior. Na pierwszy rzut poszło jezioro Okataina. Tam dokonaliśmy pierwszego wodowania naszej łódki, bo rampa jest tam w zacisznym miejscu, a dzień akurat był mocno wietrzny. Wszystko udało się znakomicie. Obmacaliśmy całą linię brzegową, sprawdziliśmy łódkę i przećwiczyliśmy proces wodowania i wyciągania. Poszło sprawnie.

Skipper wprawną ręką prowadzi wzdłuż wybrzeży Rotoma
W poprzedni weekend wybraliśmy się więc na jezioro Rotoma. Znowu trochę wiało, ale już tym razem pewni siebie zwodowaliśmy łajbę i przejrzeliśmy wszystkie kąty i plaże. Znaleźliśmy parę urokliwych miejsc. Rzuciliśy kotwicę i zrobiliśmy sobie wspaniały piknik, ale ogólnie i Okataina i Rotoma to przede wszystkim jeziora na ryby. Pstrągi osiągają tu po kilka kilogramów a węgorze są jak węże boa. No ale my na razie bez licencji na połów (trzeba ją wreszcie wykupić) więc skończyło się na oglądaniu i podziwianiu kormoranów, które lokalnie nazywają się shags.

w szerokokątnym obiektywie nasza łódka wygląda jak jakiś krążownik. Tak na prawdę jest całkiem malutka

Krążownik nie krążownik, kormoran nas ignoruje...

...a koledzy pilnują z góry
A Inka ma dach nad głową więc jej kormorany nie straszne.




5 komentarzy:

  1. No kochani czytelnicy przyłapałem Was na mało uważnym czytaniu (a ze statystyk wynika, że ktoś to jednak czyta). Nie dość, że błąd merytoryczny nie został wyłapany to jeszcze błąd ortograficzny musiałem znaleźć sam. Oj nieładnie, nieładnie tak mnie wystawiać na pośmiewisko. Buzi.

    OdpowiedzUsuń
  2. kochani ciesze sie że moge was ogladac i czytac jak tam u was pieknie. Mocno caluje grazyna weclewska

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeszcze moge Ci znalezc jeden we wpisach jesli chcesz ;)Ladnie tam macie. Cicho.

    OdpowiedzUsuń