Na Południowym Pacyfiku ludzie nie tylko chodzą do góry nogami, ale sporo innych rzeczy jest na opak. Listopad, na przykład, to początek sezonu letniego i oznacza również początek sezonu cyklonów po południowej stronie równika. Ci, którzy pilnie studiowali geografię, koledzy żeglarze czy wielbiciele Jarka Kreta pewnie pamiętają, że te "wielkie wiry" co to przynoszą złą pogodę czyli niże, kręcą się nad Polską przeciwnie do ruchu wskazówek zegara - wyże natomiast zasuwają zgodnie z zegarem. No, a u nas znowu na opak. Nie dość, że słońce w południe jest na północy (dobrze, że przynajmniej zasuwa też ze wschodu na zachód, bo już by człowiek zupełnie zgłupiał) to jeszcze niże kręcą się tak jak polskie wyże. Wariactwo.
Ale wracając do cyklonów to mimo, że Nowa Zelandia od tropików położona jest daleko, od czasu do czasu jakimś odłamkiem takowego cyklonu po głowie dostaje. No może nie odłamkiem tylko takim cyklonem co to już jest na wyczerpaniu. A "po głowie" ma swój ukryty sens, bo te resztki cyklonów z reguły docierają na północ Nowej Zealandi, czyli w nasze okolice. Wszyscy oglądaliśmy niedawno jak Sandy dał łupnia Amerykanom i to wcale nie w tropikalnych rejonach Stanów. U nas tak samo, od czasu do czasu taki cyklon dociera wielkim łukiem w okolice Nowej Zelandii i jest wtedy sporo uciechy - leje, wieje a fale są takie, że hej. Czyli oprócz wulkanów, trzęsień ziemi, fal tsunami mamy jeszcze resztki cyklonów z powodziami, wiatrami i falami. Nudno nie jest.
Plaża w Ohope uważana jest za jedną z bezpieczniejszych plaż w kraju. Dno opada bardzo powoli i będąc 200 m od brzegu często woda sięga jeszcze tylko do pasa. Taki wielki brodzik. Jak są większe fale to uciechy wszyscy mają sporo. Kitesurferzy szaleją, ale prawdziwi surferzy raczej nie mają tu czego szukać, bo dobrych, ostro załamujących się fal raczej brak. Są jednak okresy, gdy plaże stają się bardzo zdradliwe. To wtedy, gdy stosunkowo blisko (kilkaset kilometrów stąd) przechodzi cyklon. Bardzo często na plażach jest wtedy bardzo gorąco, bywa, że wiatr jest niewielki, ale fale za to olbrzymie. Takie fale z jednej strony są wielką atrakcją, ale powodują silne, miejscowe prądy powrotne i sporo plażowiczów co roku ma z nimi problemy. To taka dodatkowa atrakcja lata. Natomiast jak w Ohope wieje to mamy również sporo radości.
A propos atrakcji to tak się w tym roku złożyło, że mieliśmy przez ostatnie dni same atrakcje. Piąty listopada to Guy Fawkes Night. Ku czci przyłapania pewnego kolesia (drań katolik), który w XVII wieku próbował wysadzić w powietrze Izbę Lordów i ówczesnego króla (przyzwoitego protestanta). W wielu krajach Wspólnoty Brytyjskiej tego wieczora organizuje się wieczory przy ogniskach i pokazy sztucznych ogni. Nikt już specjalnie nie wie kto ten Guy Fox (jak go teraz piszą) tak na prawdę był i o co chodzi, ale dzieciaki mają frajdę i pogotowie też. Wygląda to tak jak u nas o północy w Sylwestra choć zaczyna się jak się tylko ściemni. Z naszego tarasu mieliśmy piękny widok na morze sztucznych ogni, choć przepisy tutaj są mocno restrykcyjne i te fajerwerki były stosunkowo mizerne.
Wczoraj natomiast był Melbourne Cup Day - czyli najważniejsza doroczna gonitwa konna w Australii. Cała Australia zamiera tego popołudnia i wszyscy z nosami w telewizorach emocjonują się tym wyścigiem, który obsadzony jest najlepszymi końmi i jeźdźcami. W Nowej Zelandii wyścig wypada o 17-tej czyli na koniec dnia pracy, ale również sporo ludzi to przeżywa.
No a dziś były wybory w USA i też wszyscy obserwowaliśmy je na żywo, bo końcówka i przemówienia wypadły akurat w czasie naszych wieczornych dzienników. Może by tak wysłać Prezesa na krótkie szkolenie u Mitt'a Romney'a jak się zachować i przemawiać po przegranej?
A u nas prace postępują. Dwa metry ogródka warzywnego już rozpoczęło produkcję roślinną.
Zanim dorobimy się własnego kompostu trzeba było zakupić trochę w sklepie |
Kolegom żeglarzom muszę przyznać się do wielkiego grzechu - złamaliśmy się i zakupiliśmy łódkę motorową. Nie, nie oznacza to rezygnacji z planów w podtytule bloga. Jest to tylko praktyczne narzędzie do połowów owoców morza i szybkiego zwiedzania akwenów, do których na żaglach byśmy łatwo nie dotarli. Łódka żaglowa pozostaje celem nadrzędnym.
Łódka jest stareńka, ale w miarę kupy się trzyma. Jak przyjedziecie to popłyniemy na ryby, albo na narty wodne. |
Hej, hej żeglarze motorowi, wasza łódka jest śliczna, zazdrościmy wypraw po akwenach i połowów, a przede wszystkim zbliżającego się lata. U nas leje i wieje. Tęsknimy za Wami. Pozdrawiamy Kasia
OdpowiedzUsuń