Szukaj na tym blogu

25 maja 2013

Auckland

Wiadoma rzecz stolica, i każde słowo zbędnem, i w ogóle, i w szczególe, i pod każdem innem względem.... jak śpiewano przed laty

Auckland, o dziwo, stolicą nie jest, ale jest największym miastem Nowej Zelandii. Tutaj mieszka w zasadzie już jedna trzecia ludności tego kraju i z każdym rokiem ta proporcja rośnie. Niech oni się wszyscy przenoszą do tego Auckland. Nam wystarczą wizyty.

Nawet w czasie weekendu załapujemy się ustawiczne na korki na aucklandzkich autostradach. Nie chciałbym tam dojeżdżać do pracy. Po rozwydrzeniu się warunkami w Whakatane, gdzie dojazd do biura zajmuje mi 5 minut nie wyobrażam sobie powrotu do frustracji siedzenia w korkach po półtorej godziny. Puławska już nie dla mnie.

Transport publiczny (nieomal nieobecny trzydzieści lat temu) teraz trochę się  poprawił (kolejka podmiejska i sporo autobusów), ale  potrzeby tego miasta są dużo potężniejsze. Ci szczęśliwcy, którzy pracują w samym centrum i okolicach mają najlepiej, bo oprócz wszystkich lądowych środków komunikacji miejskiej mogą jeszcze wykorzystywać linie promowe. A tych jest sporo i są chyba najwygodniejsze i najszybsze. Z reguły są to szybkie katamarany zabierające ze dwustu pasażerów. Latem można mieć trochę uciechy na słońcu a zimą po prostu poczytać gazetę lub książkę.

Mimo wszystko Auckland da się lubić. Jest naprawdę ładne, zielone, przestronne i pełne pięknych widoków. Dzisiaj będzie o trzech miejscach wartych zobaczenia, gdy jest się w Auckland.



Jak w każdym liczącym się mieście mamy tu wieżę widokowo/restauracyjno/przekaźnikową. Aucklandzka Sky Tower jest jednak - w typowym nowozelandzkim stylu - zbudowana od razu z myślą o wariactwach. W końcu to w tym kraju rozpropagowano skoki bungee, turlanie się w zorbie, szaleństwa na spienionych rzekach przy użyciu pontonów czy tzwn jetboats. No to jak już budujemy wysoką wieżę, to trzeba to wykorzystać. Już na początek po wejściu do windy, którą wjedziemy na poziom 220 metrów, okazuje się, że podłoga windy jest szklana i dostajemy pierwszy zastrzyk adrenaliny.


Na tarasie widokowym wspaniała panorama Auckland i kolejne atrakcje chodzenia po szklanych płytach. Chwilę to zajmuje zanim człowiek zdecyduje się na to wejść.


Czerwony kwadracik pod nogami to lądowisko dla tych, którzy odważą się skoczyć na czymś w rodzaju bungee.


Nie jest to zwykła gumowa lina tylko raczej prowadzony na dwóch linach trapez, dzięki któremu delikwent zawsze spada do celu i nie majta się na boki, bo przecież to środek miasta i miejsca na majtanie nie ma. No chyba, że ktoś ma zamiar pobawić się w spidermana i postukać w szyby okolicznych wieżowców.


Jak już się nacieszymy lękiem wysokości to wjeżdżamy parę metrów wyżej do restauracji na pyszny szwedzki stół. Faktycznie polecam. Wybór dań z owoców morza oszałamiający. Pyszności.

A za oknem na tzwn sky walk'u, czyli kładce gdzieś tak 80 cm szerokiej można wybrać się na spacerek. Żeby jednak było nieco bezpieczniej to ubierają cię w szelki i przypinają na rolkach do tej szyny powyżej. Wygląda to tak:



Innym miejscem godnym odwiedzenia jest Waiheke Island. Wyspa leżąca nieopodal, która w ostatnich latach stała się bardzo popularna. Dopływa się do niej szybkim promem i to właśnie ten prom, na którym spędzamy 35 minut podziwiając uroki Waitemata Harbour przyczynił się do rozkwitu Waiheke.

w drodze na Waiheke Island

Palm Beach, Waiheke Island
Zanim szybkie połączenie promowe zostało uruchomione na wyspę ściągali artyści, hipisi i inne oryginały, które chciały uciec od cywilizacji. Miejsce było przecudne, marycha rosła sama, żyć nie umierać. Potem wszyscy zaczęli tu budować swoje domy letniskowe i powstała całkiem spora lokalna społeczność. Wreszcie ktoś zaryzykował i założył pierwszą winnicę. Okazało się, że wbrew przewidywaniom, winko zaczęło wychodzić przednie. No, a jak wreszcie ruszyły szybkie promy, to kto żyw próbował się przenieść do tego raju, który oddalony jest tylko 35 minut wygodnym promem od centrum Auckland. Dziś na Waiheke trudno znaleźć dom warty mniej niż 1mln dolarów i to nie dlatego, że takie cudo tylko dlatego, że każda działka na Waiheke jest tyle warta. Turyści walą tu tabunami, aby porozkoszować się widokami i winkiem.



Podczas ostatniej suszy omal nie doszło tu do tragedii. Zapalił się busz na jednym ze wzgórz i była obawa, że pożar może się szybko rozprzestrzenić na większość wyspy. Strażacy z samolotami i helikopterami jakoś pożar ugasili i tylko dziwili się, że właściciel działki, na której pożar się rozpoczął nie bardzo chciał wpuścić tam oddziały strażaków naziemnych. Powiedział, że sam sobie da radę z gaszeniem.  Potem, prawda oczywista dla lokalnych mieszkańców, wyszła na jaw. Plantacja marychy faktycznie ocalała, ale koleś niestety został zamknięty.


Inną atrakcją Auckland jest Parnell. Tutaj warto przyjść na lunch lub jeszcze lepiej na wieczorny dinner. Parnell to niewielka, dzielnica starych wiktoriańskich domków, które dziś przekształcono w restauracyjki, galerie, antykwariaty i butiki wszelkiej maści.





No ale dla nas Auckland to oczywiście przede wszystkim to:


I za tydzień jedziemy odbierać Nardine z jednej z takich marin. Potem mamy 160 mil naokoło półwyspu Coromandel do domu. Wreszcie zaczynamy żeglować.


2 komentarze:

  1. piekne zdjecia, piekne. swietne opisy, Twoje poczucie humoru wstrzasa blona brzuszna na zdrowie.
    jesli chodzi o sky walk, to linki czy nie linki, zabezpieczenia czy nie, to tylko rzygac ze strachu.
    -all winds be kind to you always.
    czekamy na zdjecia z zeglowania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale cudnie a w szczegolnosci Waiheke Island, Auckland wiadomo metropolia ,widac sile i potege. Wyspa istne cudo. Dziekuje za ciagle nowe wiadomosci i zdjecia. Kiedys zaczynalem dzionek od sprawdzenia skrzynki e-maliowej, teraz od waszego bloga.
    Czekamy na dalsze informacje i zdjecia ,pozdrawiam J.B. z Cork

    OdpowiedzUsuń