Szukaj na tym blogu

21 kwietnia 2014

Wielkanocna passa

Wielkanoc miała być pod żaglami. Nardine zasztauwana niepsującymi się produktami czekała tylko na nas i ładunek owoców i warzyw. No ale niestety, dwa głębokie niże połączyły się w jeden, jeszcze głębszy i zrobiło się raczej nieprzyjemnie. 55 węzłów wiatru i dużo wilgoci. Nie było nawet co wychodzić w morze, a i wyjść by się nie dało, bo na wejściu do zatoki kipiel przeokropna.

Co było robić, wzięliśmy się więc za świąteczne pichcenie. Do zakiszonego kilka dni wcześniej żureczku dorobiliśmy drobiowe, białe kiełbaski.  Lepsze od prawdziwych, bo nietuczące.



Już mieliśmy zasiąść do spożywania tych pyszności. aż tu nagle w piątek wieczorem przyszła nawałnica i zalała nam pół miasta. Nie było rady, trzeba było uruchomić sztab kryzysowy i wrócić do roboty. Zawsze takie rzeczy muszą się dziać w nocy i w święta, gdy nikogo nie można znaleźć. Wszyscy jednak, którzy z Whakatane nie wyjechali stawili się w magistracie prawie bez proszenia i w sobotę sytuacja była w miarę opanowana. Inka ratowała eksponaty zalanego muzeum a ja dowodziłem akcją podtrzymywania przy życiu wszystkich stacji pomp, których automatyka, po otrzymaniu paru piorunów, troszkę się pogubiła. Skończyło się na ewakuacji tylko 30 domów. Teraz niestety trzeba cały ten bałagan posprzątać. No i tyle żeglowania.

Dziś już poniedziałek, słoneczko świeci, wziąłem się więc za strzyżenie trawy, którą zaniedbałem ostatnio poważnie. Skosiłem 1/3 trawniczka i kosiareczkę trafił szlag. No to wkurzony zaproponowałem Ineczce, że się pocieszymy wyprawą na maślaki, bo po tych deszczach pewnie wyrosły. Zapakowaliśmy skrzyneczki, nożyki i do lasu. A w lesie pustynia. Chyba jednak jeszcze nie wyrosły, bo starych nie było widać. No żesz!!!!

Wróciliśmy więc do domu i obaliliśmy butelczynkę czerwonego wina. Dzisiaj  jest w końcu Śmigus Dyngus. Trzeba było tę świetną passę oblać. Ech ....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz