Tak myślałem jak tu zatytułować ten wpis i nagle skonstatowałem, że to już pewnie nowy "Karp" wypuszczony więc próbuję właśnie go odsłuchać. Trójki posłuchać się da z łatwością jednak wideo z Karpiem ładuje się wieki całe. No cóż, pewnie inni też chcą pooglądać.
A u nas crescendo przedświąteczne już w pełni. Na antypodach jest jeszcze gorzej niż w Polsce, bo to oprócz Świąt, czyli przygotowań, prezentów, Christmas parties to jeszcze na dodatek jest teraz koniec roku szkolnego dzieciaków i przygotowania to wakacji letnich, których Święta są tylko miłym początkiem. Czyli ogólne szaleństwo.
W tym roku, po raz pierwszy, spędzimy Święta bez gości. Wreszcie mamy nadzieję pożeglować jak ludzie. Narzuciliśmy sobie w ostatnich miesiącach jednak tak wiele ekstra zajęć, że teraz ścigamy się z czasem, żeby zdążyć przygotować Nardine do rejsu. A biedna Nardine zaniedbana została okrutnie i wymaga lots of TLC, czyli tender loving care.
A tu jeszcze wierni czytelnicy bombardują nas zażaleniami, że nic się nie odzywamy. I jak się tu tłumaczyć? No, ale po kolei. Tak więc na 8 grudnia miałem zamówione w Tauranga wyciąganie Nardine do malowania przeciwporostowego. Zdecydowaliśmy, że nie będziemy ryzykować płynięcia w ostatniej chwili, bo to i pogoda się może załamać, albo, co gorzej, fala oceaniczna zamknie wyjście z Ohiwa. Ponieważ pogoda i fala wyglądały dobrze dwa tygodnie wcześniej, więc zdecydowaliśmy płynąć w sobotę, 22 listopada. Logistyka nieco skomplikowana, bo rano, w sobotę trzeba było jeszcze Inki samochód odstawić do Tauranga, żeby mieć czym wrócić. Potem z powrotem do Whakatane (100 km), wyjście z Ohiwa wieczorem, na przypływie, 14 godzin żeglowania przez noc i na rano powinniśmy być w marinie, w Tauranga.
Tydzień wcześniej, zużyłem dwie pełne butle na nurkowanie i obskrobanie dna łódki, żeby wogóle dało się jakoś płynąć. Sobota po południu, wszystko prawie gotowe, zapuszczamy silnik, a tu wody w wydechu brak. Dla niewtajemniczonych oznacza to, że silnik nie ma chłodzenia i za parę minut się zagotuje. No cóż - z płynięcia na razie nici, trzeba brać się za narzędzia i sprawdzać co jest grane. Szybka przymiarka do dostania się do pompy wody wykazała brak na stanie odpowiednio długiego śrubokręta. Wieczór zapada, sklepy już zamknięte. Wracamy do domu na noc. Rano po śrubokręt do tutejszej Castoramy zwanej Bannings Warehouse (jeszcze lepszy wybór badziewia dla facetów niż Castorama - uwielbiam). Trzy nowiutkie śrubokręty w garści (j jeszcze trochę bardzo potrzebnych rzeczy - uwielbiam Bannings) i jadziem na łódkę. Na spokojnie okazało się, że do zdjęcia pompy trzeba raczej klucz a nie śrubokręt (ale mam piękne trzy nowe i tak). Myk, myk i pompa w ręku. Piękna, czerwona, w pełni sprawna. Czyli nie pompa. No to dawaj sprawdzać rury. Oczywiście zapchane solą. Trzeba było częściej włączać silnik przez zimę baranie. Koło południa, w niedzielę, wszystko złożone do kupy, odpał i...woda pompuje pięknie! No to szybka decyzja i płyniemy. Pożeglowaliśmy pół drogi bardzo pięknie, ale koło pierwszej w nocy wiatr zdechł. Czyli kataryna znowu do roboty. Doturlaliśmy się do Tauranga na 8 rano. Weszliśmy do mariny, odzipneliśmy nieco i na popołudnie byliśmy w domu.
Ostatni weekend był jeszcze bardziej skomplikowany. W niedzielę wraz z blisko 150 osobami z naszego magistratu braliśmy udział w Triathlonie (pływanie, rower i bieg). Wszystko po to by zdobyć 25 tys nagrody dla najlepszego zespołu, które mamy zamiar przeznaczyć na pomoc dzieciakom jednej z naszych koleżanek, która wzięła i umarła na raka na początku roku. Tak więc impreza grupowa. Oto część naszego zespołu.
Ineczka wykosiła wszystkich podczas sprintu rowerowego.
Po imprezie, wszyscy wrócili do domu, a ja poszedłem spać na łódce, w marinie, bo nazajutrz 12 ton betonu trzeba było wyciągnąć z wody.
Mimo mojego skrobania sprzed trzech tygodni było jeszcze sporo badziewia do zmycia.
No a potem Nardine została postawiona na klockach....
i przystąpiliśmy do napraw przed malowaniem właściwym
Wszystko co podejrzane zostało odszlifowane do czystego betonu i pomalowane podkładem
A na to dopiero pójdzie farba przeciwporostowa, żeby to badziewie czepiało sie dna mniej chętnie.
Inka jest oficjalnie moim bohaterem, a ty baranie ... no tez .
OdpowiedzUsuńOch ty wredna damska szowinistko! Ale Ineczka faktycznie jest niezła. Buzi.
OdpowiedzUsuń