Szukaj na tym blogu

16 września 2013

Madame Nardine

Co najmniej kilka godzin każdego weekendu spędzam u kochanki. Ineczka jest bardzo wyrozumiała i pozwala mi na te zdrady, choć jak próbowałem spędzać cały weekend z Nardine to jednak głos sprzeciwu zabrzmiał donośnie. Znaleźliśmy więc kompromis i jakoś dzielę swoje siły witalne pomiędzy obie panie. Czasem jest perwersyjnie, Ineczka dołącza i tworzymy ciekawy trójkąt. Podejrzewam, że Ince jest łatwiej, bo Nardine nie wygląda ostatnio zbyt atrakcyjnie. Mam rozbebeszonych tam tyle projektów, że bałagan jest niemiłosierny. O pucowaniu mosiądzu już było, równolegle wymieniane są wszystkie płyny życiowe (czyli oleje i inne takie) i ich filtry. Zeszło mi trochę czasu na znalezieniu wkładów do filtra oleju (silnik to stary Ford z lat siedemdziesiątych - świetny ale teraz już takich nie robią). Pracuję nad uruchomieniem ciepłej wody w prysznicu (już wiem co jest zatkane - jeszcze nie wiem jak to odetkać). Dokładam nową pompę zenzową, bo stary system oparty na ssaniu mi się nie podoba. Musiałem wymienić pływak od automatycznej pompy zenzowej. Wymieniłem również smarownicę do uszczelnienia wału śruby.  Zmieniam światła nawigacyjne, bo stare już totalnie straciły kolory. Dodać muszę stopnie na górną połowę masztu, żeby wreszcie się dostać na jego czubek. Dodaję okucie na czubek bukszprytu, do którego będzie się przyczepiać blok asymetrycznego spinakera.  Poznaję pomału wszystkie bebechy Nardine i  zaczynam rozumieć co Warren (budowniczy Nardine) miał na myśli oryginalnie, a co potem zmienił.

Dzięki temu, że pokazuję się tam co najmniej raz w tygodniu, bractwo ptasie zrozumiało, że żartów jednak nie ma i już się odzwyczaiło od obsrywania Nardine.

Muszę wreszcie zakończyć te wszystkie projekty, bo wiosna już powoli nadchodzi i żeglowanie czas zacząć.

Bring the old mug home, boys!!!!

Niewiele rzeczy cieszy Kiwis bardziej niż zwycięstwa sportowe. Kiedy odbywa się jakieś większe wydarzenie sportowe ulice pustoszeją i życie zamiera. Z reguły chodzi o mecze rugby z różnymi odwiecznymi rywalami (nie ma ich zbyt wielu, bo rugby to dosyć zamknięty klub obejmujący właściwie tylko Wyspy Brytyjskie, Francję, RPA, Australię i Nową Zelandię a w porywach dołączają do nich Japonia i Rumunia - reszta się nie liczy). W sobotę wieczorem All Blacks (ci od sławnej haki), czyli narodowa drużyna Nowej Zelandii gościli u siebie Springboks, czyli narodową drużynę RPA. Krew lała się strumieniami, Francuski sędzia o mało nie pożegnał się z życiem, jatki były straszne, ale All Blacks wygrali. Uff.

W niedzielę rano trochę skacowani Kiwis zasiedli przed telewizorami, bo w San Francisco, pomiędzy Golden Gate a Alcatraz, Team New Zealand miał kontynuować niszczenie Teamu Oracle. Jak do tej pory wynik był 6:-1. Minus po stronie amerykańskiej wziął się z tego, że Oracle przyłapany został na oszukiwaniu w wyścigach kwalifikacyjnych i za karę miał rozpocząć nie od zera a od minus dwóch punktów. W siedmiu wyścigach Kiwis wygrali sześć razy, a Amerykanie raz. Wyglądało na to, że niszczenie trwać będzie nadal, bo katamaran Oracle był jak dotąd wolniejszy i coś im po prostu nie szło. No a poza tym, ich skipperem jest Australijczyk, więc jest dodatkowa frajda z dołożenia im.

Aż tu nagle okazało się, że Amerykanie zebrali łódkę i siebie do kupy i rozpoczął się bardzo dramatyczny wyścig. Start wygrali Kiwis, ale później widać było, że Amerykanie byli wyraźnie szybsi. Próbując ratować sytuację, Kiwis -  ciągle jeszcze na prowadzeniu - zdecydowali się na szybki zwrot przez sztag, by zablokować Oracle. To, co stało się wtedy było na pewno przyczyną paru zawałów w NZ, a wyglądało tak:

http://www.youtube.com/watch?v=xvab4IKr8fM

Zawałów byłoby pewnie jeszcze więcej gdyby nie ten kac po wieczornym dołożeniu Springbokom, który wielu uratował życie, bo po prostu zaspali.

No, a dziś rano, kiedy miały odbywać się dwa kolejne wyścigi to już nikt nie pracował, tylko wszyscy tkwili przed telewizorami. Kiwis przegrali pierwszy wyścig i miny były markotne, ale kolejny wyścig jest już dziś oceniany jako najlepszy wyścig w całej historii Pucharu Ameryki. Jak ktoś ma sporo czasu to można rzucić okiem tutaj (wyścig nr 10):

http://www.youtube.com/watch?v=sN8ykSNoanI

No i na dziś wynik jest 7:1, choć tak na prawdę 7:3 tyle, że Amerykanie mają zabrane 2 punkty karne. Ponieważ wyścigów ma być w sumie 17 więc Kiwis potrzebują już tylko jedno zwycięstwo by przywieźć ten "stary kubek" z powrotem do Nowej Zelandii. Amerykanie, by go zatrzymać musieliby wygrać teraz wszystkie, pozostałe 7 wyścigów. Jeśli tylko Kiwis skutecznie nie przewrócą łódki to wydaje się, że kubek jest nasz.

Jak na właściciela 12 tonowej, betonowej krypy strasznie się tym podniecam, prawda?



    

31 sierpnia 2013

Bigosik

Kilka postów wstecz meldowałem, że kapusta została postawiona na kiszenie i, że będzie bigosik.

Przyznam, ze wstydem, że tamten kamienny garnek kapustki wyszedł tak dobrze, że niestety zeżarliśmy ją na pniu. W zasadzie prosto z gara. I z bigosiku były nici.

Zżerany wstydem i wyrzutami sumienia niedawno postawiłem kolejny garnek na kiszenie. O matko, kapustka wyszła jeszcze lepsza! Jednak tym razem wyżarłem tylko kilka garści. Reszta szybko poszła do gara i widok sprzed paru minut jest jak poniżej.




W kociołkach bigos grzano; w słowach wydać trudno
Bigosu smak przedziwny, kolor i woń cudną;
Słów tylko brzęk usłyszy i rymów porządek,
Ale treści ich miejski nie pojmie żołądek.
Aby cenić litewskie pieśni i potrawy,
Trzeba mieć zdrowie, na wsi żyć, wracać z obławy.
Przecież i bez tych przypraw potrawą nie lada
Jest bigos, bo się z jarzyn dobrych sztucznie składa.
Bierze się doń siekana, kwaszona kapusta,
Która, wedle przysłowia, sama idzie w usta;
Zamknięta w kotle, łonem wilgotnym okrywa
Wyszukanego cząstki najlepsze mięsiwa;
I praży się, aż ogień wszystkie z niej wyciśnie
Soki żywne, aż z brzegów naczynia war pryśnie
I powietrze dokoła zionie aromatem.


Oj zionie, zionie. Już k...wa cała chałupa nam zionie....

Jutro będziemy próbować. Baśka, tylko mi nie wymyślaj.