A my w dniu trzęsienia byliśmy zupełnie nieświadomi tego co się od kilkunastu godzin działo w okolicach Wellington (była to cała seria wstrząsów trwająca kilkanaście godzin z kulminacją w sobotę o 17:00 lokalnego czasu), bo właśnie kończyliśmy naszą wyprawę po Nardine.
Wiedząc, że szykuje nam się kilka dobrych wyżowych dni i spokojne morze, gwarantujące bezproblemowe wejście do Ohiwa Harbour, w środę po pracy wyruszyliśmy do Auckland. Dotarliśmy do mariny przed północą, załadowaliśmy graty na łódkę, odstawiliśmy samochód na parking i koło pierwszej w nocy poszliśmy spać.
Planowaliśmy wypłynąć o świcie, czyli koło 7 rano, ale w ostatniej chwili wpadł jeszcze pożegnać nas broker Wayne, który nam łódkę sprzedał i w zasadzie cały czas był naszym aniołem stróżem, pomagając znaleźć miejsce w marinie i doglądając łódki podczas naszej nieobecności. Bardzo zacny facet ten Wayne. Pozostanie naszym przyjacielem na zawsze.
Koło ósmej w końcu oddaliśmy Waynowi cumy i ruszyliśmy w drogę. Przed nami było 160 mil i planowaliśmy rozbić to na dwie raty. Pierwszy "rozgrzewkowy" dzień za czubek Półwyspu Coromandel i przenocowanie w jednej z cudownych zatoczek Great Mercury Island. Drugiego dnia planowaliśmy popłynąć do oporu zakładając, że dotrzemy do domu na wczesny poranek w sobotę.
Wypływamy z Half Moon Bay Marina. Tomuś skupiony na głębokościomierzu, bo płytko i jeszcze na dodatek odpływ. W oddali, na horyzoncie, downtown Auckland |
Inka uwielbia autopilota. |
Troszkę kiwało, a jak kiwa to w kambuzie urzęduje Tomuś, bo Ineczka może narzygać do żarcia |
Tomusiowe lunche są proste i męskie, ale Baśka na pewno doceni Le Rustique, tutaj również dostępny choć drogi jak pies. |
Po drodze zaliczyliśmy tylko jedną, małą przygodę gdy okrążając lekko wzburzony - jak zwykle - czubek Coromandla urwaliśmy jedno z dziwnych rozwiązań założonych na Nardine, a mianowicie taką przedłużkę między bomem a górnym zbloczem talii, zrobioną z dość wątłej stalowej linki z dwiema kauszami (widać toto w takiej białej, plastikowej koszulce na pierwszych dwóch zdjęciach). Po co to i na co było zamontowane - nie mam pojęcia. Od razu mi się nie podobało, bo wyglądało zbyt wątło, no ale zaniechałem wymontowania tego badziewia i musiałem górny blok talii przyczepiać do bomu na dwumetrowych falach z luźno latającym bomem. Błąd zaniechania.
Po słodko przespanej nocy wypłynęliśmy z Port Charles koło 7:30. Wiatr z początku był faktycznie południowy czyli w miarę znośny ale i tak pomagaliśmy sobie cały czas silnikiem. Były momenty, że przekraczał 15 węzłów i robiło się całkiem faliście, ale w sumie jazda komfortowa gdzieś tak do Mayor Island. Potem zapadła w miarę księżycowa noc i wiatr przygasł, ale niestety jego resztki zrobiły się południowo wschodnie i trzeba było zwinąć wszystkie szmaty, bo tylko nas hamowały.
Alderman Islands |
Coromandel zostawiamy z tyłu |
Około piątej rano rzucaliśmy kotwicę na przeciw Ohope Beach, bo przypływ właśnie minął o czwartej i zdecydowaliśmy wchodzić do Ohiwa na następnym przypływie czyli gdzieś koło 13tej. Mimo, zmienialiśmy się trochę na wachtach to oczywiście byliśmy raczej skonani, więc naiwnie myśleliśmy, że się na kotwicy trochę prześpimy a potem koło dziesiątej wstaniemy, spakujemy graty, żeby być gotowym do zejścia jak już przyczepimy się do boi. Zanim się zorganizowaliśmy zaczęło świtać i koło siódmej już mieliśmy pierwszych gości - Marty (mój szef) z synem właśnie wypływali na ryby i widząc nas natychmiast podpłynęli w odwiedziny. Po chwili pojawili się dwaj inni koledzy. No więc wizyta, oprowadzanie po łódce etc. Poszli. Za moment wraca Marty z pełną skrzynką ryb, które złapał w godzinę i chce je nam wrzucić na pokład, na śniadanie. No tylko nam w tym syfie tych ryb jeszcze trzeba. Pogoniliśmy go. Pojechali z rybami na brzeg. Za chwilę podpływa kolejna para znajomych ( jeden z radnych z Magistratu z żoną). Znowu przyjęcie. Ze spania nici. Poszli. Dzwonią telefony. To znajomi przechadzający się po plaży pozdrawiają i pytają czy to my. Okazuje się, że całe Whakatane czekało na nas.
To już zdjęcia dostarczone przez przyjaciół. Nardine majestatycznie podchodzi do wejścia do Ohiwa Harbour. |
Już na boi w Ohiwa |
Nardine to ta ostatnia po prawej |
Ale na martwienie się skrzynią biegów znowu nie było czasu, bo właśnie docierał do nas Marty, tym razem z żoną, córką i butelką szampana na powitanie. No i kolejna impreza.
Do domu dotarliśmy po ciemku. Skonani, ale szczęśliwi.
A oto mapka naszego rejsu:
Gratulacje !
OdpowiedzUsuńI cieszę się, że jesteście cali i zdrowi - cała trójka ;-)
pozdrawiam Karolka
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńdrogo czy nie, przeciez Wasz high life nie jest tajemnica, baska bardzo docenila La Rustique i nawet uwaza ze jest to meskie chamstwo zeby sie tym serem chwalic wiedzac ze tu go nie ma, wiec rzygac mi prosze nie. Nie tylko wygladacie na wytrawnych (niedospanych) zeglarzy, ale wiecie rowniez jak zrobic zeby bom nie zrobil w glowe boom. Jedyne co pozostalo Wam do nauczenia sie to jak z Neptunem zalatwic zeby "szmaty" nigdy nie hamowaly. macie duzo przyjaciol, ale zeby nie nakrecic Neptuna to zaniedbanie wieksze niz cienkie to czy smo na Nardine.
OdpowiedzUsuńNardine wchodzaca do Ohiwa- wzruszajace zdjecie.
Jestescie NIESAMOWICI ,nawet czytajac czuje sie ekscytacje,gratulje odwagi ,pozdrawiam z Cork J.B.
OdpowiedzUsuń:D swietny wpis, jeszcze swietniejsze doswiadczenie! More!
OdpowiedzUsuńHallo Wilki Morskie,
OdpowiedzUsuńGratulacje i życzenia wielu dobrych przeżyć na Nardine.
Czytając o waszych 160 milach przypominam sobie, że na moim szkoleniowym rejsie na sternika morskiego zrobiliśmy (6-cio osobowa załoga) okolo 200 mil w pieć dni i zanotowaliśmy 300 mil w log-buchu, bo tyle wymagały reguły zaliczenie kursu.
Leszek
No tak. Porzadnie szkoliliscie sie nie uzywajac silnika. A nam sie spieszylo do domu i grzalismy kataryne do oporu. Ale to mi przypomina, ze pownienem jakis log-book wreszcie zalozyc. Chocby jako pamietnik.
UsuńKurde, niewiele rozumiem z tego co opowiadasz w jakimś dziwnym języku (co to jest bom?), ale rozumiem że dopłynęliście szczęśliwie! :-) I z łódką Wam bardzo do twarzy! Buziaki z W-wy!
OdpowiedzUsuń