Szukaj na tym blogu

29 lipca 2013

Życie na zatoce

Zawsze wydawało mi się, że Nowozelandczycy to naród mocno marynistyczny i taki rejs, jak nasz ostatni z Auckland do Whakatane, na nikim specjalnego wrażenia tutaj nie zrobi. Jak opowiadałem o tym, że zamierzamy sami z Inką przyprowadzić łódkę, to wszyscy wokół okazywali sporo zatroskania i podziwu, czasem oferując dobre porady lub kogoś znajomego, kto mógłby pomóc. Zwalałem to raczej na karb braku zaufania do tego, jak taka para z Polski sobie sama poradzi, szczególnie, że nasze opowieści o żeglowaniu nie były pewnie bardzo wiarygodne. Inka, pod presją tych zapytań, jak również pod presją braku czasu ze względu na "tyły" na jej projekcie już nawet zaczęła sugerować, że może faktycznie powinienem sobie dobrać jakiegoś faceta i popłynąć z nim. No co ja tam będę z obcym facetem się mordował jak mam Ineczkę? Chrzanię - powiedziałem i popłynęliśmy.

Dopiero jednak jak dotarliśmy do domu, to wiele osób po prostu przyznało, że taka wyprawa jaką zrobiliśmy to jednak na porządku dziennym tutaj nie jest. Słów podziwu i szacunku dla nas, jako wytrawnych żeglarzy, było co niemiara i zostaliśmy już teraz wpisani do panteonu "prawdziwych" lokalnych żeglarzy. Niektórzy nawet zaczęli przychodzić do nas po rady i szkolenia. No proszę. A ja zawsze myślałem, że jesteśmy ot tacy amatorzy.

Okazało się, że mimo, iż większość ludzi posiada tu łódki (łódki głównie motorowe, ale jednak) i bywa na morzu często, to rzadko wypływa na nich na dłużej niż 6 godzin i nigdy z dala od lądu. Taki rejs jak nasz, to już lekki wyczyn i czapki poszły z głów. Chodzę teraz dumny jak paw. Nigdy nie myślałem, że marynistycznie zaimponuję Nowozelandczykom.

A Nardine, tym czasem, pomalutku przyzwyczaja się do nowego miejsca. Robię wszystko, żeby nie przyzwyczajały się do niej mewy i kormorany, i staram się bywać na niej jak najczęściej mając w pamięci, że przez ostatnie sześć lat na tej boi stała mała Mary-Ann, która była z pewnością uznawana przez wszystkie okoliczne ptaszyska za ich prywatną oazę.

Już po pierwszej nocy na boi, te skurwiele, znaczy przepiękne ptactwo morskie, obsrały Nardine w conajmniej dwudziestu miejscach. O żłoby cholerne! W niedzielę, czyli następnego dnia po przyjściu z Auckland, jedna taka większa mewa, próbowała ze mną odgrywać Hitchcocka nalatując na mnie jak bombowiec. No żesz kurczę pieczone! Machnąłem w jej kierunku jakimś żelastwem, ale oczywiście bez szans. Mewa zrobiła jeszcze z pięć nawrotów wymyślając mi w jej narzeczu, a ja jej lżyłem po polsku. Potem zrobiła ostatnią kupę do wody i odleciała. Małpa wredna!!!

No to w następną sobotę, zabrałem ze sobą na łódkę pistolet wiatrówkowy. Jak wojna - to wojna. Szans trafienia mam niewiele, ale za to ile frajdy, jak sobie postrzelam do ptasiego łobuza, a nie tylko będę mu wymyślał. Kiedy przybyłem po tygodniu, obsrań było znowu ze dwadzieścia, ale jak na pięć dni to i tak nieźle. Chyba te niemiłe słowa sprzed tygodnia, mimo, że po polsku, trochę jednak poskutkowały. Szorując pokład myślałem sobie, że może jednak powinienem rozpocząć prace na łódce od skonstruowania niewielkiej wieżyczki z gniazdem karabinu maszynowego? Nie, nie przyroda jest piękna, a ptactwo na zatoce faktycznie urocze. Tylko dlaczego muszą srać na Nardine!!!!?

W przerwie rozmyślań o rozkoszach rzezi ptactwa wodnego wziąłem się więc za naprawę skrzyni biegów, co to się zablokowała na biegu wstecznym. Przyniosłem zestaw imperialnych kluczy i dawaj odkręcać górny dekiel. Dopiero przy ostatniej śrubie skonstatowałem jaki jestem niemożliwy lebiega. Dźwigienka zewnętrzna zrobiona jest z grubej blachy, na którą musiałem wcześniej stanąć i ją po prostu przygiąć. Śrubka pod spodem opierała się o krawędź skrzyni i dlatego nie mogłem jej przesunąć. Lekkie odgięcie śrubokrętem i skrzynia działa jak marzenie. Tylko nie wolno na niej stawać, baranie! A mewa lata mi nad głową i się ze mnie nabija. Ukatrupię!!!

A w powrotnej drodze do samochodu trafiłem na bardzo silny odpływ. Pontonem udało mi się wylądować jakieś dwieście metrów od brzegu. Samochodem z przyczepką można było dojechać jakieś trzydzieści metrów od pontonu, a na tych trzydziestu metrach muł był po kolana. Ponton po tym mule ciągnęło się znakomicie i lekko, ale jak wsiadłem do samochodu, z nogami po kolana w mule, to zrobiło się trochę jakby nieestetycznie. Dobrze, że Ineczka została w domu. Śmiałem się z siebie całą drogę do domu myśląc, że i tak miałem szczęście, bo mogłem się w tym mule pośliznąć. Życie jest piękne.

5 komentarzy:

  1. ... bo smiech to zdrowie, wiec dziekuje.
    A jesli chodzi o Twoje zeglarsko zasluzone pytanie filozoficzne dlaczego ptactwo sra na Nardine, to odpowiedz wymaga dluzszych badan naukowych, ale konkluzja jest tak czy siak, ze ptactwo sra gdzie/kiedy i jak zechce wiec lepiej zrobic biala flage z napisem "sranie wygralo" albo cos w tym stylu i pod lopotem takiej kapitulacji poczuc wolnosc doskonala. I to jest moje rada szczura ladowego z nisko uchylona czapka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w tutejszej wersji napis na fladze powinien byc : shit happens.
      I will consider this option. Buzi.

      Usuń
    2. Odpowiedź na pytanie dlaczego ptactwo sra na Nardine wymaga tylko odrobinę empatii. Wczucia się w ptasią duszę. Ponieważ ptactwo wodne zazwyczaj jada to co w wodzie pływa (z angielska: sea food)stara się zatem nie ubogacać za bardzo swego menu. Co innego kawałek lądu, prawdziwy kawałek lub ten wytwór ludzkiej wyobraźni (tu wstaw to co właśnie zostało obsrane). Tam się nie stołują.

      No bo czy szanowni Państwo srają do talerza?

      Po Tomek Za Lasem

      Usuń
  2. No z opisu uśmiałem się strasznie :). "W przerwie rozmyślań o rozkoszach rzezi ptactwa wodnego" - chyba najlepszy fragment :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Prawdziwe "WILKI MORSKIE",-chyle czola.Taki rejs to nie lada wyzwanie.Dwa dni,tak z marszu-podziwiam.
    A na ptactwo, odstraszacz na baterie ,co to mozna doladowywac. Zapewne dla inzyniera to zaden problem. http://www.skleperpol.pl/pl/p/BIRD-AWAY-Animal-Away-odstraszacz-ptakow-z-czujnikiem-ruchu-i-stroboskopem-LED/437
    Gorace pozdrowienia z Costa Daurada dla Ciebie Tomku I Inki. J.B. z Cork.

    OdpowiedzUsuń