Szukaj na tym blogu

12 października 2012

Hakuna Matata


Ja wiem, ja wiem - ci, których od dawna już te wypociny nużyły nie będą tego czytać, ale Wy wierni czytelnicy przyjmijcie słowa skruchy. Urządzanie domu spowodowało brak napływu nowych materiałów i brak czasu na pisanie (jak również i warunków). Przecież nie będę Wam pokazywał kolejnych zdjęć nowo złożonej szafy czy biurka. Jesteśmy już pomału na etapie wieszania pierwszych obrazów, ale graciarni jeszcze we wszystkich kątach pełno. Więc nie o tym.
Dziś będzie jak w tytule. Hakuna Matata! Myślę, że większość pamięta tę śpiewkę z Króla Lwa. Dla przypomnienia http://www.youtube.com/watch?v=ejEVczA8PLU
No więc nie, nie chodzi o „problem free philosophy” lecz o miejscowość Matata, która leży około 30 km na zachód od Whakatane i jest jednym z tych miejsc, które pochłaniają sporo mojego czasu jako szefa od infrastruktury naszego dystryktu.
Nad laguną w Matata
 
Matata to licząca około 240 dymów osada, usytuowana na zachodnim końcu Rangitaiki Plains (czyli takich tutejszych mini Żuław), poprzez które wpływają do Bay of Plenty trzy większe rzeki. Miejscowość leży sobie ładnie, wzdłuż piaszczystej plaży, u podnóża niewielkiego masywu górek. Od plaży i wydm odgradza ją błękitna laguna (takie jezioro trochę jak nad Bałtykiem). Matata to typowa dla tego regionu osada, gdzie około połowa populacji to rdzenni Maorysi a reszta to biali, którzy pomału zaczęli się tu osiedlać. Na początku lat 2000 zapowiadało się, że dzięki pięknemu położeniu Matata powoli zacznie przekształcać się w miejscowość letniskową (taką jak Ohope), ceny działek rosły, powstawało coraz więcej ładnych domów letniskowych i przeprowadzało się tu coraz więcej emerytów. Zapowiadało się, że będzie tu "Hakuna Matata" ale 18 maja 2005 roku sporo się zmieniło.
W nocy z 17 na 18 maja zaczęło padać i popadało mocno aż do południa. Trzy strumienie wypływające ze wspomnianych górek wezbrały znacznie, lekko podtopiły to i owo, ale raczej nikogo to nie zdziwiło – w sumie normalka. Po kilku godzinach przerwy około 16:00 nad górkami nastąpiło coś, co nazywamy oberwaniem chmury. Bardzo skoncentrowany deszcz o niebywałej intensywności. Obliczono, że był to tzw. deszcz 200-500 letni. Po pół godzinie deszcz zaczął słabnąć, ale ze zlewisk strumieni na Matatę runęły tysiące metrów sześciennych – tyle, że już nie wody, ale skał, kamieni, błota, drzew i wszelkiego badziewia. Nie wiem, jak się to fachowo nazywa po polsku, ale jest to takie zjawisko, gdy poprzez dolinę górską zaczyna płynąć tyle wody i w takim tempie, że wszystko zostaje wypłukane i zawieszone w wodzie. Cała ta masa posuwa się w dół dużo szybciej niż normalna fala powodziowa, bo jest bardziej podobna do lawiny.
Poniżej wylotu doliny strumienia Awatarariki
 

No i zrobił się niezły bałagan.  To, że nikt nie zginął to raczej cud i wynik tego, że sporo domów w maju stało raczej pustych (początek tutejszej zimy). Z 240 domów prawie jedna trzecia została uszkodzona, droga krajowa zasypana, linia kolejowa zawalona, mosty gdzieś w ogóle zniknęły. Około 700-800 tysięcy metrów sześciennych tego dziadostwa w środku wsi i w pięknej lagunie, razem z domami, łodziami, samochodami itd. No jaja.
Się porobiło...woda przyniosła kamienie do czterech metrów średnicy
 
Piękne domy z widokiem na morze
 
Afera oczywiście na skalę krajową, premier, oficjele, helikoptery, obietnice pomocy itd. No i nasz dzielny District Council też się przejął swoimi podatnikami i powołał sztab kryzysowy, który od samego początku, łącznie z radnymi podjął kilka brzemiennych w skutki decyzji. Mianowicie, miast posłuchać lokalnych Maorysów (którzy wcześniej ostrzegali, że takie rzeczy się tu zdarzają co kilkadziesiąt lat) wymyślili, że przywrócimy wszystko do poprzedniego stanu, zasiedlimy z powrotem ten zmieciony z powierzchni ziemi teren (no bo tam były przecież działki warte ciężkie miliony) a przed następnym takim kataklizmem to wszystko zabezpieczymy, jakoś….
Wylot doliny strumienia Waitepuru
 
No i faktycznie, po wielkiej akcji oczyszczania, pozwolono ludziom odbudować domy poniżej wylotu dolin strumieni. U wylotu doliny jednego z mniejszych zbudowano wielki basen, który ma niby wyłapać w przyszłości taką lawinę i skierować wodę i lżejsze badziewie poza wieś (kto te setki tysięcy metrów sześciennych potem wywiezie, gdzie i za ile to nie bardzo wiadomo).
Jednak na tym największym strumieniu, zwanym Awatarariki, panowie inżynierowie polegli. Szukali jakiś rozwiązań po świecie i wymyślili, że zastosują taką elastyczną siatkę z wielkich stalowych pierścieni, którą rozciągnie się w poprzek doliny strumienia i jak taka lawina nastąpi to woda sobie przez nią popłynie a skały i badziewie się zatrzyma jak na wielkim sicie. Takie rozwiązania owszem stosuje się na świecie, ale na dużo mniejszą skalę. Tutaj wychodziło, że taka sieć musiałaby mieć 17 metrów wysokości i ze 30 szerokości a zakotwienie jej w zboczach doliny wymagałoby bloków porównywalnych z kotwami Golden Gate (przesadzam, ale tylko trochę). Im dłużej chłopaki kombinowali z projektem tym bardziej cena rosła. Aż wreszcie ktoś rozsądny zadał pytanie: no dobra, jak już to zbudujemy i załóżmy, że zanim to wszystko przerdzewieje, za 50 lat powtórzy się taki kataklizm to co potem? Co potem zrobić z tym badziewiem złapanym w tę sieć? 500 tysięcy metrów sześciennych rumowiska w kanionie – trzeba to usunąć przed kolejnym większym deszczem.
Taką sieć chciano zbudować na Awatarariki aby złapać to wszystko co widać na pierwszym zdjęciu
 
No i wreszcie puknięto się w głowę, że zatrzymywanie takiego kataklizmu to raczej tak jak próba zatrzymania tsunami albo trzęsienia ziemi. Owszem, można wybudować wzdłuż wszystkich plaż mury na 20 metrów wysokie i odpowiednio silne tylko za co i czy aby na pewno nie chcemy widzieć już morza. Natura jest od nas silniejsza i trzeba się z nią liczyć, ale walczyć z nią nie ma sensu. Trzeba znaleźć inne rozwiązania i zrezygnować z szalonych projektów.
To właśnie między innymi dlatego Marty ściągnął mnie tu do Whakatane – żeby krytycznie spojrzeć na te wszystkie szaleństwa i znaleźć jakieś rozsądne rozwiązania, na które będzie lokalną społeczność stać.
Ciekawą mam robotę, prawda?
Hakuna Matata.

3 komentarze:

  1. ale masz zadanie!!!!!!
    przyslac Ci skrzynke WD40 na smarowanie rozgrzanego mozgu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. e tam WD40, ja smaruje avocado - przynajmniej pachnie lepiej choć WD40 tez calkiem, calkiem...

      Usuń
  2. Kochani, przyznaję, że z niecierpliwością czekałam na kolejne doniesienia z NZ. Szczerze zazdroszczę pracy koncepcyjnej. A jeśli potrzebny jest ktoś do pomocy to ....
    pozdrawiam Was gorąco Kasia.

    OdpowiedzUsuń