Tak już mam, że nie lubię miejsc nawiedzanych przez tłumy.
Ubolewam czasem nad tym, bo chętnie poszedłbym na duży koncert znanego zespołu …
i parę razy poszedłem, ale za każdym razem opętany tłum gawiedzi psuł mi frajdę
posłuchania i pooglądania. Doszedłem do wniosku, że jednak najlepiej koncerty
moich ulubionych zespołów ogląda się na DVD, a sala teatralna, czy powiedzmy
Kongresowa, to maksimum, które mogę zdzierżyć. Sting w Kongresowej smakuje
zupełnie inaczej niż Sting na stadionie.
State Highway 38 i jeden z opuszczonych domów |
Kiedy 31 lat temu wybraliśmy Nową Zelandię, podświadomie
szukaliśmy miejsca, gdzie nie ma tłumów i które jest poza utartymi szlakami
turystycznych pielgrzymek. Jakieś 28 lat temu, kiedy mieszkaliśmy już w Rotorua, jak
to zwykle my, marszrutę wakacyjną (jak zwykle objazdową) wybraliśmy jeżdżąc
palcem po mapie i szukając miejsc poza głównymi szlakami. Nasza trasa
poprowadziła wtedy z Rotorua przez Murupara nad Jezioro Waikaremoana, wzdłuż SH38
(State Highway Nr 38 – w Polskim żargonie drogowym byłaby to DK38 – Droga Krajowa
38). Po przejechaniu do Murupary okazało się, że na jej rogatkach SH38 staje
się bardzo wąską i krętą szutrówką. Nic nam jednak nie było straszne i
podążyliśmy nią następne prawie 200 km do
Wairoa, trochę się tylko dziwiąc, że jak na State Highway to trochę ta droga
mało uczęszczana i z lekka poniżej standardów.
Nasz trud (a raczej trud naszego
niewielkiego samochodu) wynagrodzony został dość szybko niesamowitymi widokami
prawdziwego lasu deszczowego w górach Te Urewera, mijanych wodospadów,
przepięknych dolin ze strumieniami, dzikiej przyrody, wielkich drzew kauri, a
na koniec jeziora Waikaremoana, które leży wysoko w górach i ma absolutnie kryształową
wodę.
No i teraz, 28 lat później, zaangażowałem się w projekt
dotyczący tego pięknego regionu. Zrobiłem to trochę podświadomie, bo projekt przypomina mi czasy z pracy na Wyspach Salomona czy Tuvalu
i dotyczy w zasadzie rozwoju ekonomicznego Maoryskiej społeczności, rozrzuconej
w niewielkich osadach ukrytych w Te Urewera.
Większość z tubylców należy do
plemienia Tuhoe, jednego z tylko kilku plemion Maoryskich, które nigdy nie
chciały poddać się europejskim osadnikom i nie podpisały Treaty of Waitangi.
Bronili się w Te Urewera jak mogli i w rezultacie stracili więcej niż inni, bo
za karę odebrano im olbrzymie obszary ziemi po obu stronach Te Urewera. Tuhoe
(trochę jak nasi górale) mają do dziś poczucie sporej odrębności i bardzo sobie
cenią życie na swoim pięknym uboczu.
Tuhoe żyją sobie pięknie |
Jest wśród nich sporo takich, którzy
woleliby nic nie zmieniać, żyć wysoko w górach, utrzymywać się z prostego rolnictwa
i nie musieć się martwić resztą zwariowanej cywilizacji pakeha (białego
człowieka, czyli ceprów). Niestety, również i oni nie mogą uciec od realiów otaczającego ich
świata i chcąc nie chcąc muszą przynajmniej trochę z niego przyjąć. W swoim
uwielbieniu naturalnej przyrody wykazują się wielką mądrością i zgadzają się na
lekki postęp, ale mocno kontrolowany i pilnują tak zwanego zrównoważonego
rozwoju. Właśnie ostatnio, w ramach kompensacji za wszystkie krzywdy jakich
doznali od Korony Brytyjskiej, wynegocjowali z rządem Nowej Zelandii prawo do
zarządzania parkiem Narodowym Te Urewera, który został utworzony na większości
zajmowanych przez nich terenów.
Oprócz swojego rolnictwa i innych prostych
zajęć oferują oczywiście usługi przewodnictwa po ich świecie gór, buszu i
nieskażonej przyrody. No i tutaj dochodzimy do sedna, a mianowicie do SH38, której
stan odstrasza turystów. Projekt, w który się zaangażowałem to próba zdobycia
funduszy na doprowadzenie tej drogi do stanu, który może nie dopuściłby do
wielkiego ruchu autobusów z turystami w szpilkach i krawatach, ale umożliwiłby
bezpieczniejszy dojazd tam turystom wędrownikom, którzy chcieliby pójść w góry
i zakosztować prostego, Maoryskiego życia. Krótko mówiąc trzeba znaleźć
pieniądze na poszerzenie i wyasfaltowanie ok 80 km tej drogi a aby tego
dokonać, trzeba po pierwsze ustalić z miejscowymi, co tak naprawdę chcą tam
robić, a potem znaleźć takie agencje rządowe czy inne źródła finansowania, które
te 30-40 mln dolarów wyasygnują.
Ten Bedford już chyba dalej nie pojedzie... |
I tak oto stałem się członkiem komitetu sterującego, który
ma tego cudu dokonać. A przy okazji, co parę tygodni będę miał pretekst, aby
spędzić trochę czasu w przepięknych górach Te Urewera.
Tydzień temu pojechałem tam na kolejne spotkanie. Niestety,
tym razem już bez Inki, która właśnie rozpoczynała urządzanie domu a i ja
śpieszyłem się do niej z powrotem więc setek zdjęć, które za pierwszym razem przepadły nie powtórzyłem. Jednak
kilka udało się zrobić…….
Spotkanie komitetu sterującego |
Joe jest również z Tuhoe i prowadzi firmę Te Urewera Trecks, można z nimi przejść kilkudniowe trasy przez absolutnie dziewicze tereny, Doris to lokalna organizatorka życia społecznego w Ruatahuna |
Dziki camping w Minginui, w takiej scenerii można spędzać czas pod namiotem albo w przyczepie campingowej |
U nas wiosna, a na polach świeżutka jagnięcina i cielęcina.... |
Kochane Inkotominki,
OdpowiedzUsuńnaprawdę pięknie jest tam u Was.
Zdjęcie ze świeżutką jagnięcinką na zielonej trawce jest już od dzisiaj tłem mojego pulpitu.
U nas złota polska jesień, pozdrawiamy gorąco ADB
Jakoś tak nigdy nie było okazji zobaczyć, jak wygląda taki kraj, jak Nowa Zelandia. A teraz to chyba sięgnę po jakąś literaturę, tak mnie ten kraj zaciekawił.
OdpowiedzUsuńA jakąś inwestycję kolejową też będziesz Tomku prowadził, bo może moglibyśmy się przydać?........ (to był żart).
A te maluchy na zdjęciach - cudne.
pieknie, cicho. Brakuje mi juz tego. Postaramy sie przyjechac na chinski nowy rok (jest wtedy okolo miesiac wolnego)
OdpowiedzUsuń