Szukaj na tym blogu

14 czerwca 2012

Formalności w stylu Kiwi...



Wchodzimy do banku i z lekka zmieszani prosimy panią za ladą, żeby nam uaktywniła konto, które mieliśmy przeszło dwadzieścia lat temu.
„How can I help you my Dear? Oh, you have come back to New Zealand! How lovely! Let me see. No worries. All done”. W parę minut.
Uaktywnić karty kredytowe? “No problem, Dear. New cards will be at you address in three days. Lovely to see you. Give us a call when you need something else”. Pani prawie zapomniała sprawdzić nasze paszporty. Robiła wszystko na gębę, aż jej sam wetknąłem paszporty pod nos, bo mi jakoś głupio było.
Od kilku dni, jeszcze z Polski przeglądałem Trademe – tutejszy odpowiednik Allegro - w poszukiwaniu samochodu dla Inki. (Nasz dom jest około 6 km od miasta a tutaj jest jak w Ameryce - bez samochodu nie da się funkcjonować). Namierzyłem coś. Wsiedliśmy w mój samochód, pojechaliśmy do dealera w Rotorua. Dał nam samochód na jazdę próbną. Sprawdziliśmy - jest OK. Daliśmy mu czek, podpisaliśmy trzy kartki papieru i wyjechaliśmy. Takie to proste. Żadnego przerejestrowywania, płacenia podatków, urzędów itp. Żadnego dowodu rejestracyjnego, karty pojazdu. Wszystkie te sprawy ewidencyjne są w urzędowych komputerach i gdy przyjeżdża się po nowy Warrant of Fitness (przegląd techniczny) są weryfikowane z tablicami, które każdy pojazd ma od urodzenia do śmierci (zamiast karty pojazdu). Tu też samochody czasem kradną (choć wywieźć za granicę się raczej ich nie da) właściciele się legalnie zmieniają, a system działa. Bez tysięcy dokumentów do noszenia, trzymania w domu, zmieniania w razie zmiany adresu.


2 komentarze: