Szukaj na tym blogu

30 czerwca 2012

Jakby się tu urządzić….


Po kilku dniach dochodzenia do siebie po podróży i wszystkich atrakcjach jakie zgotowali nam tubylcy czas zacząć myśleć poważnie o tym, jak tu się urządzić.
Ogólnie rzecz biorąc jesteśmy pod presją szarego kontenera, który po raz ostatni widzieliśmy przed bramą w Zalesiu, a który aktualnie może bujać się już na jakimś statku prującym fale Bałtyku, Morza Północnego, no bo do Biskajów to chyba jeszcze nie dotarł. Umówiłem się z firmą przewozową, że po tej stronie ich robota skończy się na rozpakowaniu zawartości kontenera we wskazanym przeze mnie miejscu. Nie chciałem, żeby rozpakowywali poszczególne paczki, bo nie byłem pewien czy będzie do czego. A teraz główkujemy, jak doprowadzić do tego, żeby było do czego.
Z tego tarasu.....
Opcje są w zasadzie dwie. Zanim dopłynie kontener musimy kupić jakąś chałupę lub wynająć nieumeblowaną. Druga opcja jest rozsądniejsza, bo dałaby nam więcej czasu na wybór czegoś do kupienia, ale oznacza również przewożenie 411 paczek raz jeszcze a to jest baaaardzo dużo paczek. (Tak, tak poprzednio kłamałem i oszukiwałem. Paczek jest tylko 411 a nie jak się przechwalałem 413. Sprawdzałem listę przewozową).
.....taki widok
Oglądamy więc wszystko w naszym zasięgu cenowym, co jest aktualnie w okolicy do kupienia. W zasadzie to już wiemy, że interesują nas trzy obszary: Ohope czyli ten „Helowaty” cypel, na którym aktualnie mieszkamy, Hillcrest czyli taka dzielnica na górce, nad miastem oraz Coastlands, inna nadmorska dzielnica po drugiej stronie rzeki. Jest jeszcze inne miejsce. Nazywa się Otarawairere i leży na górce na zachodnim krańcu Ohope Beach. Miejsce przecudne i bardzo ekskluzywne. Chałupy tak na oko co najmniej po milionie dolarów. Poza zasięgiem niestety. Ale jest tam do kupienia działka. Nieźle położona, też droga, ale może jakoś dalibyśmy radę? Dusza łka, bo można by coś fajnego na niej stworzyć tylko kasy brak…. Myślimy.
A jakby tak tutaj zbudować coś miłego?
Każdy kolejny, obejrzany dom robi nam w głowach coraz większy mętlik. Wszystkie nasze wcześniejsze przemyślenia biorą w łeb. Oryginalnie myśleliśmy o czymś relatywnie małym, na wsi, żeby sobie coś rozbudować, pouprawiać, pohodować itd. Realia okazują się takie, że fajne rzeczy są stosunkowo daleko i relatywnie dziko położone. Dochodzimy do wniosku, że to jednak zbyt wielka pionierka, i że jeśli chcemy pożeglować to musimy jednak zamieszkać stosunkowo tradycyjnie, w domu, który można łatwo zamknąć na parę tygodni czy miesięcy. Czyli, żadnych ogonów, żadnej trawy do koszenia, ogródek łatwy w obsłudze i miejsce raczej cywilizowane, a nie gdzieś parę kilometrów w buszu. Tak mówi rozsądek a dusza mówi swoje…. No i bądź tu mądry.
a może lepiej tutaj?
W poniedziałek Inka idzie na spotkanie do banku pogadać na temat tego na jakie wsparcie finansowe możemy liczyć. Teoretycznie powinni nam dać przyzwoitą pożyczkę pod hipotekę, ale my przecież nie mamy żadnej aktualnej historii kredytowej w Nowej Zelandii, więc trzeba sprawdzić na co tak naprawdę możemy liczyć. No i ten PESEL. Już nam nikt przecież nie da kredytu na 20 lat. Eh....

5 komentarzy:

  1. Małe sprostowanie do kwestii kredytów. W banku pani powiedziała, że pod warunkiem, że jestesmy obywatelami pięknej NZ, a jesteśmy, to kredyt możemy brać nawet na lat 30, nie ma ograniczeń odnośnie wieku. Żadnych szykan i nierównego traktowania... Eh, piękny kraj....

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze tak trochę pozachwalasz i wszyscy się przeniesiemy do NZ! Brzmi i wygląda cudnie ! :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. jest dom na sprzedaz w Talpa de Allende. przenosimy sie do NZ

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń