Przekonany, że jednak w pierwszym dniu się spóźnię dotarłem
do biura równiutko na 8:00. Życie może być piękne, jeśli nie spędza się jego lwiej części w korku, na Puławskiej.
Mój gabinet, który
widziałem już wcześniej w piątek, teraz wyglądał tak.

No a potem briefingi, spotkania, ukłony, briefingi,
spotkania itd. Z rozmów pomału zaczyna wyłaniać się obraz organizacji, która od
paru miesięcy jest poddawana poważnym zmianom systemowym i kulturowym. Jak to zwykle w takich przypadkach, czuć wśród ludzi niepewność i obawy. Wszyscy patrzą na mnie z nadzieją, że mój
przyjazd oznacza wreszcie początek stabilizacji. No ale czy ten koleś z Polski
czasem jeszcze większych zmian nie zrobi?
A ja na razie nie wiem, czy zrobię. Muszę wszystkich poznać, zobaczyć co
robią, jak wyglądają ich metody pracy, systemy itd. Z biegu to mogę najwyżej
coś podpisać (jak zwykle bez czytania :-) ) ale na razie nie bardzo jest co.
W jakichś kilku minutach pomiędzy spotkaniami próbuję się
zapoznać z systemem IT. Hmm… czapki z głów. Office 2010 plus nieźle wyglądający
intranet, system archiwizacji i system finansowy. Znajduję oczywiście luki, ale
wynikają głównie z ostatnich zmian strukturalnych, które jeszcze nie zostały
wprowadzone. Pierwsze godziny trudne, bo sporo tego, ale szybko odkrywam, że w
zasadzie to wcale nie muszę się w to wszystko wgryzać. U mego boku co chwilę
pojawia się Charis – moja Personal Assistant, która jest uosobieniem tego czym PA być powinna.
Wyprzedza moje myśli o co najmniej pięć minut, ma wszystko dla mnie
zorganizowane, podane, odebrane, załatwione, prowadzi mój kalendarz, ustawia
spotkania, drukuje, kopiuje – i jeszcze na dodatek jest przemiła i atrakcyjna. Ja
zawsze byłem Zosia-Samosia i nie potrafię się do tego od razu przyzwyczaić. Ale
coś czuję, że się szybko przyzwyczaję....
Ale... w krawacie czy bez? :-)
OdpowiedzUsuńW krawacie tylko na oficjalne posiedzenia rady i jakieś superważne imprezy, poza tym luzik, krawat w szafie, na haku, na standbaju....
UsuńNiesamowite. Czysty surrealizm. :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie nie, Nicole. To jest czysta normalność, o której gdzieniegdzie zapomniano.
OdpowiedzUsuńZnam tylko tę nienormalną rzeczywistość, jak widać.
OdpowiedzUsuńzeby widziec luki trzeba widziec calosc- szybki jestes, wiec juz widze krawat rozluzniony, rece za glowa, nogi w butach na stole. High Life.
OdpowiedzUsuń