Szukaj na tym blogu

14 sierpnia 2012

Prawie jak Christmas...


O rany, prawie jak Christmas - jak mówią angielskojęzyczni. Pierwsze 44 paczki z naszego szarego kontenera pojawiły się dzisiaj w naszym garażu. Wnikliwi czytelnicy będą pamiętać te charakterystyczne, białe pudełka z pierwszego wpisu. Oto jak wyglądają one do góry nogami, równiutko pod spodem tego miejsca, gdzie były fotografowane równo dwa miesiące temu.

Jak widać kontener dotarł, przeszedł wszystkie odprawy i ponieważ nie mamy jeszcze naszego domu to poprosiliśmy, aby przywieziono nam malutką część dobytku, a resztę zatrzymano w magazynach portowych do dostarczenia prosto do nowego domu. Bardzo uważnie przestudiowałem listę ładunkową i wybrałem 46 numerów, w których miałem nadzieję znaleźć te rzeczy, które by nam się już przydały. Sukces jest raczej połowiczny, bo pakunki były opisywane dosyć oszczędnie i efekt na razie jest taki: ciuchy są (w większości), narty są (ale nie ma kijków), snowboard jest (ale nie ma butów) buty narciarskie są, rękawice, czapki, gogle raczej są (na razie nie napotkałem kasków), spodnie narciarskie są, ale nie ma kurtek, komputer jest ale nie ma drukarki, za to są dwa ekrany (ale bez kabli), są głośniki komputerowe, nawet z kablami, ale bez zasilacza, są trzy puste walizki (na cholerę nam one) jest sporo kuchennych bambetli (ale za dużo, żeby je wyciągać więc wyciskarki do czosnku na razie nie znaleźliśmy). Sto pociech. Tym niemniej fajnie jest pogrzebać w tych w większości bzdurnych rzeczach, które nie wiadomo po co pakowaliśmy. Jutro mają dowieźć jeszcze dwie paczki, których dzisiaj w tym bałaganie nie mogli znaleźć. Podobno są oznaczone jako "ski stuff" więc może akurat zawierać będą brakujące kijki, kaski albo kurtki. Pożyjemy, zobaczymy. She'll be right, mate.

Mając w ręku nożyk do rozcinania paczek przypomniałem sobie, że parę dni wcześniej dotarł wspaniały obraz jaki dostałem wieczorem przed odjazdem od szefostwa. Do tej pory go nie otwierałem, bo myślałem, że do dalszych przewozów będzie bezpieczniejszy opakowany. No ale jak Christmas to Christmas więc dopadłem również i do obrazu. No a tam, oprócz obrazu, całego, niezniszczonego, załączono jeszcze dla mnie odznakę bliską sercu. Kochani, wielkie dzięki, wreszcie zostałem należycie doceniony.


Ku chwale Ojczyzny!

Jak ja to teraz wytłumaczę kolegom w magistracie?

5 komentarzy:

  1. Na początku czytania powyższej opowieści chciałam zaproponować, żebyście zagrali w ichniego TOTO-LOTKA, ale sądząc po trafianiu w odpowiednią zawartość pudeł, dajcie sobie spokój z hazardem.
    A ten dyplom, to faktycznie może lepiej głęboko schować, chociaż z drugiej strony, czy Ci Tambylcy w ogóle wiedzą o co chodzi? To może lepiej dorobić do tego jakąś teorię? Najlepiej chlubną :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ha ha ha ha ha
    ha ha ha ha ha

    OdpowiedzUsuń
  3. Przodownik pracy socjalistycznej = Leading social worker. Powinno przejść.
    Trzeba się tylko zastanowić, jak wyjaśnić ten młotek, kłos i piórko, ale na pewno coś wymyślicie.

    OdpowiedzUsuń
  4. E tam, młotek - prace domowe, kłos - prace polowe, pióro - prace intelektualne. No przecież przodownik. Tylko co znaczy ten sześciopłatkowy kwiatek i czyja głowa jest w środku???????

    OdpowiedzUsuń
  5. A to prezent od Roofika... Prawda że się należy ? ;-)

    OdpowiedzUsuń