W piątek zabrałem Inkę na wyprawę, daleko, w okolice Lake
Waikaremoana. Leży ono w fantastycznych górach zwanych Te Urewera. Wspaniały
rainforest w najlepszym nowozelandzkim wydaniu. Jedzie się tam drogą, która
rozpoczyna się niedaleko Rotorua jako SH38, czyli State Highway 38. Niedaleko za
Murupara droga ta wchodzi w góry i zaczyna być krętą wąską dróżką wijącą się
przez dzicz. 25 lat temu wybraliśmy się tam naszym niewielkim samochodzikiem i
trochę zwątpiliśmy, gdy okazało się, że SH38 to szutrowa dróżka, na której w
wielu miejscach ciężko się minąć z innym samochodem. Po prawie 200 km takiej
jazdy dotarliśmy wtedy nad Lake Wakaremoana, które było przepiękne, prze-czyste
i w ogóle prze… Wtedy nie bardzo zwracaliśmy uwagę na niewielkie osady
Maoryskie, które się w tej dziczy pojawiały. Byliśmy przede wszystkim
zainteresowani przyrodą i widokami.
Tym razem cel piątkowej podróży był zupełnie inny.
Pojechaliśmy do małej osady Maoryskiej zwanej Ruatahuna na spotkanie komitetu sterującego,
w skład, którego nieopatrznie wszedłem parę tygodni wcześniej. O tym na co ten
komitet i po co napiszę oddzielnie. Dziś tylko zajawka, bo muszę się najpierw z siebie ponabijać.
Wiedząc mianowicie w jak ciekawe i piękne miejsce jadę, po
pierwsze zabrałem z sobą Inkę a po drugie, oczywiście, cały plecak sprzętu
fotograficznego, żeby mieć co wkleić do bloga. Objechaliśmy z Inką najpierw
całą osadę, narobiliśmy sporo zdjęć a potem nastrzelałem sporo zdjęć podczas
spotkania. Z moim Canonem i lampą robiłem na tym odludziu wrażenie i nawet
jedna z sympatycznych Maorysek spytała, czy ja jestem profesjonalnym fotografem.
„No, nie, oczywiście, że nie” odparłem skromnie z moim ego oczywiście połaskotanym i kontynuowałem strzelanie całych serii
z fleszem jak przy wejściu na rozdanie Oscarów. Potem, zamiast wracać prosto do
domu (wnikliwych zapraszam do Google maps
- i wcale nic za reklamę nie dostaję), pojechaliśmy dalej, wzdłuż Lake
Waikaremoana, do Wairoa, potem aż pod Gisborne aby wrócić przez Opotiki do domu. Po drodze zbaczaliśmy we wszystkie
możliwe ścieżki, fotografowaliśmy wspaniałe miejsca, wodospady, urwiska, jezioro,
genialną rzeźbę terenu – setki zdjęć.
Zmordowani dotarliśmy wieczorem do domu i po dojściu do
siebie złapałem aparat, aby zgrać zdjęcia i zobaczyć co tam z tego profesjonalnego
fotografowania wyszło. Hmmm…. moja karta SD tkwiła w komputerze. W aparacie
było puste gniazdo. Myślałem, że umrę z histerycznego śmiechu. Profesjonalista!
Tak więc na zdjęcia z Te Uruweras będziecie musieli poczekać
do połowy września – do kolejnego posiedzenia komitetu sterującego. Mam tylko
nadzieję, że pogoda dopisze tak jak tym razem, bo to przecież rainforest, czyli
częściej leje niż nie.
Pozdrawiam, Wasz profesjonalista….
A na pocieszenie załączam kilka fotek z niedzielnej wycieczki do Te Kaha.
No po prostu tyle było do zrobienia,że nie zdążyłeś "załadować" :). Nie przejmuj się, drugie będą lepsze, bo już jest jakieś doświadczenie.
OdpowiedzUsuńA ja jestem bardzo ciekawa, co to ten "komitet sterujący"?
A te zdjęcia powyżej też są śliczne, będzie dobrze!!!
Zdarza się najlepszym profesjonalistom! Chyba... ;-)
OdpowiedzUsuńAle zdjecia robisz cudne, masz wspaniałą modelkę Ineczkę, krajobrazy tak fotografujesz, że od razu chce się tam pojechać - więc wszystko jest jak najbardziej profesjonalne ! :-)
unacceptable !!!!!!!!! przekluty balon- niedobrze dla sokow trawiennych oczekujacego (yo).
OdpowiedzUsuńMhm... mój aparat wyraźnie daje znać, że karty brak, i chyba nie pozwala w ogóle robić zdjęć. W ustawieniach powinna być opcja blokowania migawki w przypadku braku karty.
OdpowiedzUsuńTo oczywiście nie robi żadnej różnicy, jeśli orientujesz się o braku karty 300 km od domu, ale przynajmniej masz tego świadomość...